Rodzicem być w czasie pandemii…
Generalnie rola rodzica nie jest łatwa. Ciągłe wyzwania, stawiane przez nasze pociechy pytania, prośby, problemy do rozwiązania – jedne gonią drugie. Nie ma znaczenia czy to dzień roboczy, weekend czy święto. Nie ma wolnego, nie ma urlopu czy wakacji. Rodzicami jesteśmy od momentu poczęcia dziecka aż do końca naszych dni.
Korono edukacja
Teraz, w czasie pandemii, do naszych zadań rodzicielskich dołączyła jeszcze edukacja szkolna. Będąc matką dwojga dzieci w wieku szkolnym znam ten problem od środka. Bo to jest problem. Ogromny. Dla rodzica, dla dziecka, dla nauczyciela, dla dyrektora. Tylko w ministerstwie nie mają z tym problemów – żadnych! Z ich punktu widzenia wszystko idzie dobrze, nie ma powodu do zmartwień. Realizujemy podstawę programową!
Tylko po co? Bo ktoś ją napisał? Dlaczego mamy na siłę trzymać się czegoś, co w ogóle nie pasuje do obecnej rzeczywistości?
Nie oszukujmy się, że to działa. W jakim stopniu dzieci opanują materiał? Jak to rzetelnie sprawdzić? Jak wychwycić problem i pomóc w jego rozwiązaniu? Co ma zrobić rodzic bez przygotowania metodycznego? Wiedzę merytoryczną można poszerzyć przy odrobinie chęci, z metodyką nauczania wczesnoszkolnego już tak łatwo nie będzie. A dodatkowo trzeba pamiętać o dzieciach z problemami w nauce, koncentracji, przyswajaniu wiadomości. Jak im pomóc? Telefon do pedagoga niewiele pomoże.
Na wyścigi
Pytania mnożą się, a odpowiedzi brak. I rodzicom ciężko ogarnąć to wszystko. Lekcje zadane udaje się ściągnąć czasem rano, czasem w południe, czasem całkiem po południu. A trzeba je jeszcze zrobić! I odesłać do sprawdzenia, czasem do określonej godziny. Nie zawsze to jednak możliwe. Pojawia się wtedy stres i problem z oceną: kto zawinił? kogo ukarać? Dziecko, że nie zrobiło? Rodzica, że nie dopilnował? Nauczyciela, że dał limit czasowy?
Starsze dziecko samo pracuje na komputerze. Dziecko z klas 1-3 potrzebuje do tego pomocy. Samo nie potrafi obsługiwać programów, aplikacji, korzystać z e-podręcznika czy wyszukiwarki, wysyłać wiadomości. Ktoś musi przy nim siedzieć i pomagać.
Nie jesteśmy gotowi na takie nauczanie. Brak odpowiednich sprzętów, serwerów, komputerów, oprogramowania, nawet łącza internetowe nie dają rady. Brak jest umiejętności obsługi sprzętu komputerowego do takich przekazów. Muszą się sami uczyć tego nauczyciele, rodzice, dzieci. Tak miało to wyglądać, panie ministrze? Sami mamy zdobywać wiedzę?
Dlaczego? Gdzie? Jak?
Na początku w telewizji pojawiły się lekcje dla dzieci ze szkoły podstawowej. Były tam i interesujące, i nudne. Jak w życiu. Komentarzy co do ich jakości pojawiło się mnóstwo. I były też wyjaśnienia nauczycieli, że było to zrobione szybko, że nie mieli czasu na przygotowanie, że jakieś surowe restrykcje odnośnie pomocy dydaktycznych zastosowano ograniczając ich jakość, że były problemy różne z realizacją. Ale hejt się wylał szerokim strumieniem na tych, co brali udział w lekcji i się potknęli. Dlaczego? Przecież to tylko ludzie! To nie są zaprogramowane cyborgi! Też mogą być zmęczeni! I zrezygnowali z tych lekcji. Nie ma. Jakieś programy edukacyjne są. Ale nie lekcje tematyczne, zgodne z podręcznikiem. Dlaczego?
Lekcje prowadzone online przez niektórych nauczycieli mających takie możliwości sprzętowe są zakłócane przez chuliganów internetowych. Dlaczego do tego dochodzi? Dlaczego dzieci narażone są na takie incydenty? Gdzie jest cyberpolicja? Gdzie prawo? Czym zajmują się ludzie, którzy powinni bronić najsłabszych?
Jak mamy wpuścić nasze dzieci w świat Internetu, jeżeli bezkarnie szykanuje się tam nauczycieli? Jak nauczyć szacunku do człowieka, gdy widzi bezkarność ataków słownych i uniemożliwianie prowadzenia zajęć?
Szkoła potrzebna od zaraz
Gdyby szkoły nie były potrzebne to by ich nie było. Gdyby rodzice byli w stanie sami nauczyć dzieci, to mielibyśmy domowe nauczanie wszędzie. A tak do tej pory nie było. Domowe szkoły były wyjątkami. Dziś są powszechne. A rodzice, po prostu, nie dają już rady. Mnożą się internetowe skargi matek i ojców bo już nie mogą siedzieć cicho.
Rodzice chcą dla dzieci dobrze. Chcą by zdobyły rzetelną wiedzę, ale nie zawsze potrafią pomóc. Co może zrobić nauczyciel? Jak pomóc na odległość? Starają się jak mogą. Wyszukują ciekawe filmiki, proponują nowe gry. Komputer jednak nie zastąpi osoby nauczyciela. Tego jest najbardziej brak dzieciom. Mama nie wytłumaczy tak jak Pani, dom to nie szkoła, inna atmosfera, inne nastawienie do nauki.
Czy to wszystka ma sens? Jaki z tego pożytek? Oprócz czasu zajętego rodzicom i dzieciom. Czy nie będzie to czas stracony?