Tak się nie mówi „do widzenia”

Przed rokiem spotkałem go w Garbowie. Było chłodne przedwiosenne popołudnie, a my szliśmy wolno obok siebie w kondukcie pogrzebowym odprowadzając na miejsce wiecznego spoczynku Krystynę – naszą wspólną znajomą. Mimo ogromnej pokusy, czegoś zabrakło, by wtedy zamienić z nim choć kilka słów. Szkoda, bo więcej okazji nie będzie.

12 lutego 2020 roku spotkaliśmy się w podobnej scenerii: msza żałobna, cmentarz. Tylko nasze role się zmieniły. On podążał pierwszy. Ja, wtopiony w tłum żałobników, odprowadzałem Go na… Bal wszystkich świętych.

„Sam możesz wybierać los”

Romuald Lipko – legendarny muzyk, współzałożyciel i lider Budki Suflera, król polskiej muzyki rozrywkowej – odszedł w nocy z 5 na 6 lutego po ciężkiej walce z nowotworem. Zostawił nam swoje niezapomniane, ponadczasowe utwory, a sam poszedł tam, gdzie inni już są, a nas jeszcze nie ma.

Artysta na pewno swego życia i talentu nie zmarnował. W ponad czterdziestoletniej karierze artystycznej skomponował wręcz przemysłową liczbę hitów, takich  jak choćby: „Cień wielkiej góry”, „Sen o dolinie”, „Jolka, Jolka pamiętasz”, „Nie wierz nigdy kobiecie”,  „Memu miastu na do widzenia”, „Za ostatni grosz”, „Takie tango”, „V bieg”, „Martwe morze” czy „Bal wszystkich świętych”. Spod jego ręki wyszły także niezapomniane przeboje wielu innych artystów, m.in. „Nic nie może wiecznie trwać” Anny Jantar, „Dmuchawce, latawce, wiatr” i „Malinowy król” z repertuaru Urszuli, „Wszystko, czego dziś chcę” Izabeli Trojanowskiej czy „Aleja Gwiazd” Zdzisławy Sośnickiej. Pisał utwory także m.in. dla Maryli Rodowicz, Ireny Santor, Ireny Jarockiej czy Eleni.

Jego zasługi dla polskiej muzyki rozrywkowej są tak duże, że jeśli ktoś dziś nie kojarzy kim był Romuald Lipko, to najzwyczajniej w świecie niewiele wie o rodzimej muzyce.

„Bo gdyby jutra nie było, ocalić trzeba nam miłość”

Był wielkim artystą i człowiekiem wielkiego serca. Zawsze ciepły, uśmiechnięty i serdeczny. Ogromnie ludzki, niezależnie od swojej wielkości.
Takiego zapamiętali Go ci, z którymi przebywał, z którymi pracował i dla których grał.
O więzi łączącej Go z małżonką Dorotą mówił: „Dzisiaj, kiedy jesteśmy małżeństwem 42 lata, patrząc na siebie mówimy, że oto szczęście nas spotkało, że jesteśmy razem. Że jesteśmy sobie potrzebni, że jesteśmy dla siebie podporą, wyrocznią, dobrem, sercem, opieką, lekarzem, laską„.

Grał i tworzył niemal do końca. Nie skapitulował nawet wtedy, gdy dowiedział się o nieuleczalnej chorobie. Miał tę świadomość, że pozostało mu niewiele czasu na komponowanie, ale z pasji nie rezygnował. Bo muzyka była jego miłością. A o śmierci mówił: „wiem, że jest, że przyjdzie. Będąc katolikiem, wierzę, że to nie koniec”. Nie przypuszczał jednak, że śmierć nadejdzie tak szybko.

„Tak dziwna to chwila, brakuje słów”

Na jego ostatni spektakl stawiły się gwiazdy polskiej estrady i tłumy oddanych fanów z całej Polski, szczelnie zapełniając wnętrze i plac przy Lubelskiej Archikatedrze. Przybyli, by oddać mu pokłon za to, co im pozostawił; za to, że w okresie dominacji miałkiej muzyki i byle jakich tekstów komponował utwory, które ich poruszały, dotykały, przemieniały… .

Co to za muzyczna Polska bez Ciebie? – Pytał w pogrzebowej homilii arcybiskup Stanisław Budzik, metropolita lubelski. Dziś jeszcze nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie. Bo – jak mawiał sam Romuald Lipko – dziś jest technologia, nie ma jakości muzycznej.

Zanim trumna z doczesnymi szczątkami Romualda Lipki udała się w ostatnią drogę, pojawił się niezwykły akcent. Z katedralnego chóru rozległy się dźwięki utworu „Czas ołowiu” Budki Suflera. To muzycy niedawno reaktywowanego zespołu w sposób niezwykle przejmujący zagrali swojemu przyjacielowi na pożegnanie jego własną kompozycję.

Słuchaj, to jest zwyczajne świństwo
Tak się nie mówi „do widzenia”
Nie można wyjść ot, tak
W połowie snu i w pół marzenia
Jeszcze wiruje Twoja płyta
Jeszcze się Tobą ekran pali
Pod zimnym światłem gwiazd
Jak ciężko żyć tym, co zostali…

„Następny będzie może za 100 lat…”

O tym, że są ludzie niezastąpieni przekonujemy się zwykle dopiero po ich odejściu, kiedy pozostaje nie dająca się niczym wypełnić pustka. I ten pogrzebowy tłum doskonale tę pustkę wyczuwał. Lecz, choć genialnego artysty już nie ma wśród nas – Jego muzyka pozostanie z nami na zawsze.

Uroczystość pożegnalna była wyjątkowa z kilku powodów.  Grób artysty znajduje się obok muru, za którym stoi budynek Polskiego Radia Lublin ze studiem muzycznym im. Budki Suflera – miejscem, gdzie muzycy tworzyli i nagrywali swoją muzykę. To był ich drugi dom. Niezwykłą atmosferę stworzyło również ogromne morze ludzkich głów zgromadzonych wokół trumny i unoszący się w powietrzu zapach smutku. Chyba nigdy przedtem nie widziałem jednocześnie na tylu twarzach tak wielkiego skupienia, i takiego wzruszenia. Nawet chłopaki, którzy przecież nie płaczą, nie potrafili zatrzymać łez kiedy jeden z mówców na cmentarzu, parafrazując słowa z pamiętnego telewizyjnego serialu „Dom” wołał: „Panie Boże, tak się nie robi! Przecież masz u siebie tylu muzyków, nie musiałeś nam go zabierać”.