Mikołajkowe fikołki
W mikołajkowy czas dzieci dostają oprócz prezentów – duuuuuuuuuuuuuuuuużo słodkości. I wszyscy albo prawie wszyscy milusińscy uwielbiają się nimi objadać. Ubolewają nad tym lekarze, statystyki, dietetycy i inne mądre głowy.
W świecie trampolin
A my, zamiast ubolewać, zaserwowaliśmy „Bogutkom” porcję zdrowej rozrywki, która nie tylko spala nadprogramowo złapane kalorie, ale też wyzwala ogromne pokłady endorfin. A jak wiadomo: czy wielki, czy mały człowiek tryskający szczęściem, choruje rzadziej, a co się „wyskaka” i wyśmieje – to jego. Idąc tym tropem, 6 grudnia – w dniu imienin Świętego Mikołaja – w dniu, deszczem zachlapanym, bogutkowi tancerze wraz z opiekunami dali się porwać na trampolinowe harce do lubelskiego Akroparku. Oprócz tego, że trzeba było mieć na stopach antypoślizgowe skarpety, na samym początku czekała nas rozgrzewka; bo jak powiedziała pani trener, która czuwała niczym ratownik na podwyższeniu, w czasie naszego pobytu: rozgrzewka to podstawa! A po rozgrzewce nikogo, ale to nikogo, nie trzeba było namawiać na skoki do „basenu”, salta, rywalizację na ściance, grę w kosza, „pływanie” w gąbczastej strefie, balansowanie na linie. Dzieciaki biegały w podskokach, fruwały jak ptaki, podskakiwały jak kangurki.
W świecie świetlnej magii
Po krótkim odpoczynku czekała bogutkową grupę jeszcze jedna niespodzianka: podróż do świata magii i świateł, czyli wizyta w lubelskim Lumina Parku, mieszczącym się w Ogrodzie Botanicznym. Takiego blasku, jaki bił od milionów ledowych lampek, rozpraszając wieczorne ciemności, nie da się zobaczyć w żadnym miejscu Lublina. Krople deszczu ustąpiły miejsca mokrym płatkom śniegu leniwie parkującym na czapkach i nosach oraz zabielającym alejki, którymi przyszło nam wędrować. Mapy, które dostaliśmy na wstępie zapraszały nas do zwiedzania Tajemniczego Ogrodu pełnego blasku, muzyki, i różnorodnych odgłosów – takich jak choćby: grzmoty u progu grudnia, grające instrumenty, bicie ogromnego serca. Swoją wędrówkę w krainę świetlnych postaci z bajek, duchów, złotej alei, koni ciągnących sanie, kwiatów, owoców, motyli, zwierzaków, anielskich skrzydeł, fotela mieniącego się czerwienią, pluszowego misia, przecudnej urody filiżanek, pamiątkowej ramki, magicznie podświetlonych alejek uwieczniliśmy w kadrze aparatu, a wrażenia zapisaliśmy w zakamarkach niezapomnienia.
Do Bogucina powróciliśmy zmęczeni, trochę zmoczeni, trochę bardziej głodni, ale pełni wrażeń, a na końcowym przystanku obdarowani słodkim drobiazgiem. W planach na kolejne mikołajki mamy…. ups… mamy niespodziankę. A jaką? Tylko 350 dni zostało, by się o tym przekonać.