Razem w biedzie

To, co dzieje się za naszą wschodnią granicą jest przerażające. Świat przygląda się temu z niedowierzaniem. Ci, którzy żyją daleko nabierają dystansu spowodowanego poczuciem bezpieczeństwa. Ci, którzy z bliska patrzą w oczy wojnie myślą już inaczej.

Pomocna dłoń

Bezpieczeństwo rodziny stoi na pierwszym miejscu. Dzieci, kobiety, ludzie starsi opuszczający swoje domy, swój kraj, pozbawieni są nawet okruchów stabilizacji, pewności jutra. Ratują swoje życie. Teraz. W tej chwili. Co będzie jutro? Pytanie bez pewnej odpowiedzi.
Lubelszczyzna zapełniła się ludźmi wyciągającymi pomocną dłoń do uchodźców. Jadąc w sobotę do Garbowa mijałam sznur samochodów kierujących się do Lublina. Rejestracje z Katowic, Bydgoszczy, Bytomia, Radomia, Kielc, Kraśnika, Opola i inne. Polskie, niemieckie, ukraińskie. Wszystko to ręce wyciągnięte z pomocą potrzebującym. Się pomaga. Ale nie samo. Pomagają ludzie.

MOP Markuszów

Punkt pomocowy a dokładnie Miejsce Obsługi Podróżnych popularnie zwany MOP-em w przy drodze ekspresowej na wysokości Markuszowa (przy popularnym fast foodzie, stacji paliw) tętni życiem. Dobro przyjmuje tam postać gorącej zupy, bigosu, kiełbasy, naleśnika, herbaty, kawy (bywa też kakao), leków „pierwszopomocowych” jak z domowej apteczki: na ból, gorączkę, kaszel, niestrawność, nerwy itp. Są też m.in.: pampersy, środki higieny, nawilżane chusteczki, pluszaki i kolorowanki dla dzieci. Są kanapki, soczki, woda mineralna, jogurt, owoce. Są słodycze: i te ze sklepu i wypieki domowe. Dla wszystkich, którzy potrzebują. Od tych, którzy chcą się podzielić tym, co mają. Bo tak trzeba.

Wielkie serca 

To wszystko robią ludzie o wielkich sercach. Dają rzeczy materialne, czas swój i uwagę. Podnoszą na duchu uśmiechem i uściskiem dłoni. Jak się uda – to nawet słowem. Ukraiński, rosyjski, angielski – to teraz najpopularniejsze słowniki będące w użyciu. Wiele jednak można przekazać bez użycia mowy. I to robią wszyscy. Słowa są tylko dodatkiem. Serce mówi bez słów. A kto się chce dogadać – bez problemu to zrobi.
Do zwykłych obywateli dołączyły restauracje, szkoły, przedszkola, koła gospodyń, stowarzyszenia, Ochotnicze Straże Pożarne, policja – słowem kto żyw śpieszy z pomocą. I to jest niesamowite.
Dlatego (na pewno nie tylko ja) dumna jestem z postawy rodaków. Tych bliżej mieszkających i tych z dala. Cieszę się, że pandemia nie wyprała nas z ludzkich odruchów. To właśnie my, Polacy, pokazaliśmy całemu światu, że matce z dziećmi, która ucieka przed wojenną pożogą należy się ochrona. Od razu, bez przepisów, ustaw, pozwoleń. Otwarte serca, otwarte drzwi.

Głodnych…

„Głodnych –nakarmić, podróżnych – w dom przyjąć” to katechizm katolika uczony na lekcjach religii. Przypominane na kazaniach słowa Jezusa: „byłem nagi, a przyodzialiście mnie, byłem spragniony, a daliście mi pić, byłem głodny, a daliście mi jeść” są drogowskazem. Żywa ewangelia. Chrześcijanin powinien żyć ewangelią, a nie jedynie słuchać jej w kościele. „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych – mnie żeście uczynili”. I czynią tak ludzie dobrej woli. Po cichu i głośno, bo wszystko to jest potrzebne światu by się obudził z letargu.
Tu potrzeba jeszcze dużo dobrych serc i rąk zdolnych do pracy. Potrzebne są na już rozwiązania umożliwiające przeczekanie w bezpiecznym miejscu słabych i chorych. Wszystko to kosztuje. Zapłacić za to powinien ten, kto tę wojnę wywołał i prowadzi, i każdy, kto sprzyja takim działaniom. Zapłacić swoim majątkiem. Całym. Na pewno go wystarczy.

A kto chciałby dowiedzieć się więcej lub dołączyć do wolontariuszy (kontakt do koordynatora Pani Bożeny Tkaczyk-Żurawskiej 531 841 898) niosących pomoc, niech zajrzy na facebook-ową stronę pomocy dla uchodźców z Ukrainy.

foto: M. Czutko/Fratia