Opowieść rodzinna – przygoda z genealogią

 Zawsze lubiłam słuchać opowieści moich babć o ich rodzicach, dziadkach, rodzeństwie i znajomych.  Przechowuję również zdjęcia z dawnych lat, które starałam się podpisać, żeby czas nie zatarł informacji kto i gdzie jest uwieczniony. Gdy zaczęły wychodzić jakieś fajne historię o zawirowaniach rodzinnych, przeprowadzkach, zawiłościach kto jest kim dla kogo, postanowiłam poszukać trochę głębiej i tak zainteresowała mnie genealogia.

Posadzić drzewo

Początkowo drzewo genealogiczne powstawało przy pomocy najbliższych. Tata i obie babcie były skarbnicą imion, nazwisk i dat. Kto kiedy się urodził, kiedy był ślub i z kim, kiedy zmarł. Ale wiadomo nawet najlepsza ludzka pamięć nie sięgnie zbyt daleko. Miałam daty urodzin, ślubów, zgonów: rodziców, dziadków i pradziadków. Pojedyncze imiona i nazwiska wujostwa i stryjostwa bliższego i dalszego. Aż tu nagle STOP, koniec informacji. Co robić dalej, gdzie szukać informacji, bo przecież historia rodzinna nie zaczęła się około roku 1860, ale dużo dużo wcześniej.
I tu zaczyna się prawdziwe poszukiwanie. Pierwsza myśl- archiwum i księgi kościelne. No niby oczywiste, ale większość mojej rodziny nie pochodzi z obecnej parafii, a co niektórzy to nawet nie z tego województwa.
Brak czasu na takie podróże, bo dom, dzieci, praca.
Zaczynam ” przekopywać” zasoby internetu. Znajduję wiele informacji jak tworzyć drzewo, od czego zacząć – no tyle to wiem, ale co dalej?
Lubgens – skarbnica wiedzy
I nagle jest! Cudowna strona o nazwie  „Lubgens”- Lubelskie Korzenie!  To jest dopiero coś! Znajdują się tu wszystkie parafie Lubelszczyzny – różnego wyznania. Cudowne skany akt, które można otworzyć i przeczytać. Wystarczy znać imię, nazwisko, parafię i to wystarczy by zagłębić się w historii.
Bardzo dużo akt z czasów zaborów napisane jest po rosyjsku, ale są też po polsku.
Napisane odręcznie, piórem i atramentem, wiele to obraz doskonałej kaligrafii. I ogromne zaskoczenie treścią, jaką zawierają. To nie są suche daty i same nazwiska jak obecnie. Tu jest napisane nie tylko kto kiedy się urodził, wziął ślub i zmarł, ale kim był z zawodu, kim byli jego rodzice i o kiedy się coś wydarzyło, na przykład: ” Działo się to we wsi Kozioł, dnia 11 października roku 1911. Stawili się przede mną…” – i tu podane są imiona i nazwiska – „będący (np. parobkami rolnymi, kowalami, właścicielami ziemskimi itp.) i oświadczyli, że…” w danej wsi, danego dnia, ktoś się urodził – i tu mamy podanych rodziców i ich status, albo ktoś zmarł – i wtedy dowiadujemy się ile miał dzieci, kto owdowiał oraz podane są nazwiska rodziców. Dzięki takim opisom łatwo jest znajdować kolejne pokolenia i kolejnych krewnych.
Zbudować gałęzie
Łatwo jest budować kolejne gałęzie gdy nasi krewni byli „przywiązani” do swojego miejsca zamieszkania – wtedy wszystko ładnie się układa. Udało mi się dojść do roku 1700 – jeżeli chodzi o tatę mojej mamy, ale mama mojego męża też ma ładnie rozbudowaną gałąź. Z resztą rodziny idzie trochę gorzej, bo niektórzy przybyli z dalszy części kraju i brak jest informacji skąd pochodzą. Ale myślę, że jeszcze uda mi się to bardziej zgłębić. Najgorsza sytuacja jest wtedy, gdy akta uległy zniszczeniu w wyniku pożaru lub podczas działań wojennych, tak jak to miało miejsce w Garbowie. Wtedy można próbować szukać w Archiwum Państwowym – ale przyznaję tych zasobów jeszcze nie sprawdzałam.
Kolejną stroną z której korzystam i na której rozbudowuję drzewo jest ” MyHeritage”. Niestety za niektóre informacje na tej stronie trzeba płacić, ale dużym plusem jest to, że często wyszukuje podobieństwa w drzewach innych użytkowników i wtedy trafiają się bardzo ciekawe informacje.
Poszukiwanie własnych korzeni to bardzo ciekawe zajęcie, ale przestrzegam – czas płynie tak szybko, że niby siada się na chwilę, a tu nie wiadomo kiedy mija godzin 6! Jednak oprócz uczty dla ducha rodzina potrzebuje strawy dla ciała a tu obiadu brak 😳! Ciekawe jak się wytłumaczę rodzinie 😂?
Moja rada dla tych, którzy mają w grafiku gotowanie posiłku dnia: zanim zaczniesz wspinać się po gałęziach genealogii – ugotuj choć zupę!