Wtedy jest Boże Narodzenie…
Czasami bywa tak, że przy Wigilijnym stole nie pada ani jedno słowo. W ciszy wieczoru milknącego wobec tajemnicy Bożego Narodzenia, słychać jedynie trzask łamanego opłatka. I nie ma słów, jedynie spojrzenia, i, być może, bezgłośnie wyszeptane: „przepraszam” czy „wybacz”; a może nic, tylko to spojrzenie i łza, która oczyszcza i wyrazi więcej niż to, co moglibyśmy powiedzieć.
Czasami bywa również i tak, że w noc, kiedy wszystko milknie w zadziwieniu i zapatrzeniu na mizerną betlejemską stajenkę wypełnioną najczystszą Miłością, pada zbyt wiele słów. Słów miałkich i zbędnych, zupełnie niepotrzebnych, niekiedy gniewnych, niekiedy zbyt leniwych, by wypowiedzieć do końca myśl, którą nasunęła świetlista jasność gwiazdy wskazującej tylko jedno miejsce i jeden punkt – Betlejem, objawiające Boga, który przychodzi do człowieka w najbardziej nieprawdopodobny sposób, z niewinnością dziecka, i z całą dziecięcą ufnością i ludzką bezradnością.
W świątecznym gwarze, rozkrzyczani i podekscytowani oderwaniem od codzienności, wymieniamy pomiędzy sobą nie tylko dobre życzenia. Wśród wypowiadanych zbyt szybko słów, w niezręcznej sytuacji bliskości dzielimy się też wzajemną goryczą, pamiętliwym wypominaniem, czy niedopowiedzeniami, które prowokują niezdrową dyskusję, i szukając spokoju, nie potrafimy go odnaleźć w świątecznej atmosferze, gdyż wchodzimy w nią z całym chaosem, który jest w nas. Zostawiamy niepozamykane sprawy z nadzieją, że przez kilka świątecznych dni pozwolą o sobie zapomnieć, ale świadomość, że one są, i że nic się w nich nie zmieni bez naszych działań i decyzji powoduje, że niepokój, którym ogarnięty jest cały świat, wciska się jak nieproszony gość i zasiada wraz z nami przy stole, od czasu do czasu przypominając o sobie lękiem, który nie chce odejść pomimo rozświetlonej migoczącymi światełkami choinki, i kolęd, płynących z radia czy telewizora. A przecież nie z tym przychodzi do ludzi Bóg, rodząc się w niepozornej stajence. Maleńka Miłość, która rozpaliła świat i sprawiła, że ciemna noc zajaśniała blaskiem potężniejszym niż najbardziej słoneczny dzień, przynosi ze sobą pokój i dobro. I tym chce obdarować każdego z nas bez wyjątku. I robi tak od ponad dwóch tysięcy lat, tylko nie każdy wyciąga po to ręce, i nie każdy chce to przyjąć…
A przecież Boże Narodzenie dokonuje się w człowieku, który już tu, na ziemi, nosi w sobie Niebo. Bo wtedy jest Boże Narodzenie…
Zawsze, ilekroć uśmiechasz się do swojego brata
i wyciągasz do niego ręce,
jest Boże Narodzenie.Zawsze, kiedy milkniesz, aby wysłuchać,
jest Boże Narodzenie.Zawsze, kiedy rezygnujesz z zasad,
które jak żelazna obręcz uciskają ludzi
w ich samotności,
jest Boże Narodzenie.Zawsze, kiedy dajesz odrobinę nadziei „więźniom”,
tym, którzy są przytłoczeni ciężarem fizycznego,
moralnego i duchowego ubóstwa,
jest Boże Narodzenie.Zawsze, kiedy rozpoznajesz w pokorze,
jak bardzo znikome są twoje możliwości
i jak wielka jest twoja słabość,
jest Boże Narodzenie.Zawsze, ilekroć pozwolisz by Bóg
pokochał innych przez ciebie,
Zawsze wtedy,
jest Boże Narodzenie.
Matka Teresa z Kalkuty