Pan kierowca czy „siofer”?
Nie jest to pytanie ani proste ani łatwe ani tym bardziej sympatyczne do odpowiedzi. Dlaczego je zadałam? Prawie 40 lat mieszkam w dość uczęszczanym punkcie Bogucina – w pobliżu szkoły, w pobliżu sklepu, przy skrzyżowaniach asfaltowych lokalnych jezdni. Z moich obserwacji wynika, że piesi uczestnicy ruchu raczej nie sprawiają problemów, ale zmotoryzowani często prowokują pytanie: kto im dał prawo jazdy?
Z tego co mi wiadomo na terenie zabudowanym kodeks drogowy pozwala na jazdę z prędkością 50 km/h – w dzień i 60 km/h – nocą. A jak jest w rzeczywistości? Nie jestem radarem ale śmiem twierdzić, że wielu uczestników dróg te dozwolone prędkości znacznie przekracza właśnie na odcinku szkoły, gdzie stoją znaki: uwaga dzieci, przejście dla pieszych, ograniczenie do 40 km/h. I co im kto zrobi, tym kierowcom? W tym roku, w lutym, widziałam jak auto najechało na młodego psa tuż przy pojemniku PCK obok wiejskiego placu zabaw. Niestety „szoferowi” nie udało się uśmiercić zwierzaka, jedynie go potrącił i przestraszył. W marcu kolejny „szofer” najechał na czarnego kota siedzącego z boku jezdni przy posesji naprzeciw szkoły. Rozumiem, że ograniczone możliwości racjonalnego myślenia u takich osobników za kierownicą nie pozwalają w porę zwolnić i zahamować, ale co tu zawinił kot? Może tyle, że był czarny a kodeks „szoferów” nakazuje uśmiercenie zwierza, który przynosi pecha. Moim zdaniem największym pechem jest to, że takim osobnikom, kierującym pojazdem, wydaje się prawo jazdy.
Normalnie myślący człowiek wie, iż na wsi różnego rodzaju zwierzaki domowe mogą w każdej chwili wtargnąć na jezdnię pomimo solidnych ogrodzeń posesji u porządnych właścicieli. A jeśli ogrodzeń brak i logicznego myślenia hodowców inwentarza żywego brak, to nie da się uniknąć kolizji – chyba, że się jedzie 50 km/h. widziałam też wielu wspaniałych panów (i pań) za kierownicą, bo przecież nie wypatruję samych patologii. Jesienią ubiegłego roku o piątej rano szłam chodnikiem przy szosie prowadząc psa na smyczy a za mną mój stary 15-letni kot, bo musi mi towarzyszyć w czasie spaceru z psem. Kot zląkł się nagle i wtargnął na jezdnię wprost pod, rzadko jadące o tej porze, auto. Przeżyłam prawie drugi zawał ale za kółkiem siedział prawdziwy Pan Kierowca. Z wrażenia nie wiem kto to był, ale ukłon do ziemi i dozgonna wdzięczność oraz szacunek dla tego człowieka, za ocalenie mojego ulubieńca.
Z kotami tak właśnie jest, że pomimo ogrodzeń chodzą własnymi ścieżkami, które często prowadzą na szosę i bywają ich ostatnimi ścieżkami. W ten sposób zginęły 2 duże kotki karmione przez nas. Mogłam je tylko pochować. Ja wiem, że czasem nie sposób uniknąć zderzenia ze zwierzakiem, który wtargnie nagle pod koła i nie da szansy kierowcy na skuteczny manewr. Koty, psy, kury i inne ptaki hodowlane płacą najwyższą cenę a odpowiedzialność właścicieli? Absolutnie żadna. Nie ma siły, która zmusi do trzymania inwentarza żywego w bezpiecznym zamknięciu. Chyba żeby przetrzepać kieszenie pseudo „gospodarzom” stosując praktycznie ustawową karę w wysokości do 5 tys. złotych za puszczenie psa luzem poza własne podwórko. Ale to tylko ustalone prawo, które można omijać. Tak mówi porzekadło żartobliwe: prawa są po to by je omijać. „Sioferów” też nikt nie wychwyci, bo nie ma radaru a pewnych sytuacji „lepiej nie widzieć”. Jeśli dotyczyłyby ludzi – mogę nie widzieć, ale zwierzęta pozbawione możliwości decydowania o swym losie nie są niczemu winne. Trzeba o tym mówić, pisać, przekonywać – jako wyraz protestu przeciwko karygodnemu sposobowi zachowania właścicieli zwierząt i „sioferów”.
Wygłaszanie miarodajnych wiejskich opinii odbywa się zazwyczaj w sklepie gdy zbierze się większa grupa „autorytetów”. Takie wypowiedzi są emitowane w wiejski eter a zaczynają się od niepodważalnych słów: „bo ludzie powiedzieli”. Rzadko kiedy ktoś odważy się przeciwstawić tym „pewnikom” i narazić na nieprzychylność wiejskich twórców praw i opinii. Wszyscy doskonale wiedzą o nieprawidłowościach w przestrzeganiu przepisów kodeksu kierowców, niefrasobliwym puszczaniu luzem trzymanych psów ale o tym „ludzie źle nie mówią”. Raczej nie mówią wcale tylko z wyrozumiałością się uśmiechają. Może młode pokolenie mieszkańców wsi będzie myśleć i postępować inaczej?
Z przyjemnością i satysfakcją patrzę na nieustającą edukację dzieci uczęszczających do szkoły w zakresie bezpiecznego korzystania z chodnika, jezdni, przejścia dla pieszych. Nauczyciele prowadząc podopiecznych na wiejski plac zabaw robią to za każdym razem z obowiązku a wielu rodziców powiela ten wzór w odniesieniu do własnych dzieci. Widziała, słyszała, podziwiałam takie zachowanie edukacyjne dotyczące dzieci i dorosłych. Myślę, że z takimi ludźmi uda się skutecznie eliminować „sioferów” i przymusowo zachęcać właścicieli inwentarza żywego do trzymania pupili w bezpiecznych zagrodach. Moim życzeniem jest widzieć na szosie prowadzącej przez wieś tylko Panów (i Panie) Kierowców a z pewnością będzie nam się żyło przyjemniej i bezpieczniej. Czyż nie oto chodzi?