Z bibliotecznej półki – Trylogia Wiesławy Bancarzewskiej

Skończyłam czytać. Zrobiło mi się szkoda, że to już za mną, że już wszystko wiem.
Trzy tomy Wiesławy Bancarzewskiej:
„Powrót do Nałęczowa”
„Zapiski z Annopola”
„Noc nad Samborzewem”
odsłoniły resztki swych tajemnic. Piękna była ta opowieść. Uwielbiam stare opowieści, bo jestem niepoprawna marzycielką, a tu znalazłam idealne połączenie dla tych cech. Powieść pełna życia, uczuć, problemów dnia codziennego i dramatów.
Wątek podróży w czasie ujęty został nieco inaczej: przejście otwiera się w obie strony wielokrotnie, na żądanie.
Bohaterka przeskakuje ze swojego współczesnego mieszkania do czasów dzieciństwa swojej matki. Spotyka swoją babcię i zaprzyjaźnia się z nią jako niespokrewniona, rzecz jasna, letniczka. Znając z opowieści kila faktów z życia krewnych stara się im pomóc, jednocześnie nie ingerując zbytnio w ich życie. Wie, że bezpośrednia pomoc zostałaby odrzucona. Z jednej strony trzyma się na uboczu a z drugiej całą sobą chłonie rodzinne ciepło domu babci. Dzięki temu, że może przenosić rzeczy z jednych czasów w drugie, udaje jej się wesprzeć wielu ludzi, nie tylko rodzinę. Pod wpływem tych podróży nabiera dystansu do siebie i swojego życia. Chce zmian i wprowadza je. Decyduje się na desperackie kroki, by pomóc innym w biedzie. Czasem ryzykuje życie, ale w przeszłości znajduje też miłość swojego życia. Wraca do czasów współczesnych tylko na chwilę, po potrzebne rzeczy. Czuje, że odnalazła swoje miejsce na ziemi, po prostu w innym czasie.
Pod przykrywką normalnego życia toczy drugie, dodatkowe. Przejście między nimi nie powoduje zamieszania lecz skłania do refleksji, że skarbem jest życie wśród życzliwych ludzi, którzy nas znają i  kochają; którzy przystaną na chwilę, by porozmawiać; którzy zaopiekują się kotem czy podzielą resztką jedzenia. Dla takiego skarbu można ryzykować wiele i z wielu rzeczy zrezygnować, by żyć pełnią życia, całym sobą, a nie tylko na „pół gwizdka”… .