Warto wiedzieć: cholesterol czy homocysteina?

Nieustannie zalewani jesteśmy informacjami, że podwyższony poziom cholesterolu jest największym złem jakie może nas spotkać, bo na pewno będziemy mieć miażdżycę lub zawał. W związku z tym „szprycuje się” nas lekami (statynami) na obniżenie tego strasznego cholesterolu, niejednokrotnie nie sprawdzając nawet badaniem jego poziomu.

Ale w tym momencie muszę napisać o czymś, co jest obrazoburcze i przewraca dotychczasowe myślenie do góry nogami. Pomyślcie, gdy robimy najzwyklejszą morfologię to stężenie poszczególnych elementów składowych naszej krwi zależy od: płci, wieku. Następnie, ponieważ każdy z nas jest inny to normy mają przedział od – do i tak np. hemoglobina dla kobiety może wynosić od 12,0 do 15,5, a mężczyzny: od 13 do 17, dla dzieci jeszcze inne, a i te normy nie są jednakowe we wszystkich laboratoriach. Zupełnie inaczej jest z cholesterolem, tu norma nie zależy od żadnego czynnik i niezmiennie wynosi – 200. Mnie zapaliło się czerwone światełko. Coś jest nie tak z tym badaniem, dlaczego nie ma różnicy między kobietami, mężczyznami i dziećmi? Wszyscy wrzuceni są do jednego worka. To spostrzeżenie zmusiło mnie do dalszych poszukiwań na temat cholesterolu i jego wpływu na nasz organizm. Jak się szuka, to się znajdzie. No i znalazłam: Cholesterol nigdy nie był, nie jest i nigdy nie będzie przyczyną powstania miażdżycy i zwału serca! Szokujące, co? Znalazłam wiadomość, że statystycznie rzecz biorąc, ludzie z wysokim i niskim poziomem cholesterolu w jednakowym stopniu, mogą dostać zawału. Więcej informacji na temat kłamstw o cholesterolu możemy znaleźć w książce Uffe Ravnskov – „CHOLESTEROL NAUKOWE KŁAMSTWO”. Oprócz tej znalazłam jeszcze kilka innych, poruszających ten drażliwy temat. Dlaczego drażliwy? Bo, gdy dowiedziałam się o ilości skutków ubocznych, stosowanych leków na obniżenie cholesterolu, a mogą to być między innymi : bóle mięśni, osłabienie mięśnia sercowego i wiele, wiele innych. Ośmielę się nawet powiedzieć, że po dłuższym stosowaniu nawet śmierci – to taki fakt może budzić kontrowersje.

Tu nasuwa mi się historia z mojego najbliższego otoczenia. Mając wiedzę, że statyny, (tak nazywa się substancja znajdująca się we wszystkich lekach obniżających poziom cholesterolu) mogą być szkodliwe, zapytałam dwie bliskie mi osoby, czy zażywają te tabletki? Obie te osoby (wiek 60+, ludziom po 60 – tce często przepisuje się te leki, nawet bez zbadania poziomu cholesterolu, chociaż, jak wcześniej pisałam, z tym poziomem jest coś nie tak) potwierdziły ten fakt. Tu jednak zaczyna się moje lub lekarza rozdwojenie jaźni, bo obie te osoby chodzą do tego samego medyka, obie ciągle narzekają na złe samopoczucie, bóle mięśni i inne dolegliwości. Jedna z tych osób po pewnym okresie zażywania leku, dostała zalecenie odstawienia go, od tegoż samego lekarza, który wcześniej je zaordynował, ze stwierdzeniem, że ma wiedzę jakoby były szkodliwe. Nie wiem dlaczego (ale jeśli nie wiadomo, dlaczego, to zazwyczaj chodzi o pieniądze) druga z tych osób, niestety nie miała tyle szczęścia. W ciągu ostatniego roku kilka razy pytałam czy bierze leki na obniżenie cholesterolu i próbowałam uświadomić zagrożenia z tym związane, tym bardziej, że każda nasza rozmowa zaczynała się lub kończyła narzekaniem, jak to fatalnie się czuje, ale swoje dolegliwości zazwyczaj tłumaczyła zmianami pogody i skokami ciśnienia. Jednocześnie, była niezwykle sumiennym pacjentem, wszelkie leki zapisane przez lekarza zażywała wręcz z apteczną dokładnością. Kilka dni temu, stało się to, czego się obawiałam, osoba ta w trybie pilnym (karetka na sygnale), trafiła do szpitala z powodu, a jakże, zapchanych naczyń krwionośnych. W tej chwili ma się odrobinę lepiej, po zabiegu udrożnienia żył. I teraz nasuwa mi się pytanie: Jaki jest sens obniżać cholesterol skoro nie zmienia to prawie niczego, oprócz pogorszenia stanu zdrowia?

Teraz swoje spostrzeżenia podeprę, tak uwielbianą przez większość społeczeństwa, wiedzą uniwersytecką, a nie przykładami z życia. Ten artykuł znalazłam na oficjalnej stronie Wydziału Farmaceutycznego Akademii Medycznej w Warszawie.

” PODWYŻSZONE STĘŻENIE HOMOCYSTEINY WE KRWI JAKO WSKAŹNIK ZAGROŻENIA ZDROWIA”
Streszczenie:
„Podwyższony poziom homocysteiny w osoczu krwi (hiperhomocysteinemię) uznano za niezależny czynnik ryzyka rozwoju: chorób sercowo- naczyniowych (zakrzepicy żylnej, niedokrwienia mięśnia sercowego oraz udaru mózgu), chorób neurodegeneracyjnych ( m. in. choroby Alzheimera oraz Parkinsona), wad rozwojowych płodu spowodowanych uszkodzeniem cewy nerwowej, zagrożenia poronieniem oraz nowotworów (szczególnie raka jelita grubego). Szacuje się, że co dziesiąty mieszkaniec Europy ma zbyt wysokie stężenie homocysteiny w osoczu krwi, co wiąże się przede wszystkim ze zwiększonym ryzykiem występowania chorób układu krążenia, takich jak zawał mięśnia sercowego czy udar niedokrwienny mózgu. U kobiet ciężarnych hiperhomocysteinemia dodatkowo stanowi czynnik ryzyka powstania nadciśnienia oraz wad cewy nerwowej u płodu. Podwyższony poziom homocysteiny występuje u pacjentów z przewlekłą niewydolnością nerek, niedoczynnością tarczycy, różnymi typami nowotworów, niedokrwistością złośliwą schorzeniami wątroby, ale również u osób wykazujących niedobory żywieniowe, szczególnie kwasu foliowego. Ocenia się, że obniżenie poziomu homocysteiny w osoczu krwi o 25%, może spowodować spadek ryzyka choroby niedokrwiennej serca o 11%, udaru mózgu o 19% oraz znacznie obniżyć częstość występowania wad rozwojowych płodu. Do chwili obecnej nie ma jednoznacznych ustaleń co do metody leczenia hiperhomocysteinemii. Uważa się, że kluczem do obniżenia stężenia homocysteiny w osoczu krwi będzie suplementacja witaminami B6, B12 oraz kwasem foliowym. Specjaliści od żywienia prowadzą obecnie kampanię na rzecz wprowadzenia w Polsce suplementacji mąki kwasem foliowym. Celem niniejszego artykułu jest ukazanie roli hiperhomocysteinemii w etiologii wielu groźnych chorób cywilizacyjnych.”

Jeśli kogoś zainteresował ten artykuł (jest dużo dłuższy), polecam znaleźć w internecie BIULETYN wyżej wymienionej Akademii Medycznej – tam jest to szerzej opisane.

A teraz kilka osobistych przemyśleń. Powyższy artykuł pochodzi z roku 2005 i można powiedzieć, że jest stary. Można też powiedzieć, że od tego czasu odkryto jakieś inne powody (najczęściej modne w naszych czasach – genetyczne), powstawania nękających nas chorób. A może jednak powodami są fatalne nawyki żywieniowe, przechodzące z pokolenia na pokolenie, a nie geny. Jest jednak mały problem, bo dr Kilmer McCully, absolwent Uniwersytetu w Harward, biochemik i lekarz, naukowiec z potężną wiedzą dotyczącą miażdżycy naczyń krwionośnych już w 1969 roku opublikował swoją pracę na temat wpływu homocysteiny na powstawanie choroby wieńcowej oraz związanymi z nią zawałami serca i udarami mózgu. Skoro, więc od 1969 r. do 2005 r. niewiele się zmieniło we wpływie homocysteiny na powstawanie zmian w naczyniach krwionośnych, to dlaczego do tej pory nie dotarło to lekarzy, którzy nadal z uporem maniaka, przepisują leki na obniżenie cholesterolu? Ja też myślę, że wysoki poziom homocysteiny to nie jedyny powód miażdżycy. Mimo to, mam nieodparte wrażenie, że wielu lekarzy w 2005 r. nawet nie próbowało wypisać swoim pacjentom skierowania na badanie poziomu stężenia homocysteiny. Wiecie dlaczego? Obawiam się, że odpowiedź może być okrutna. Otóż, aby obniżyć poziom homocysteiny wymyślili (pamiętajmy, pierwszy był dr Kilmer McKally w 1969 r.) i pewnie przebadali (zapewne lekarze, może profesorowie, bo, żeby opublikować taki artykuł w biuletynie Wydziału Farmaceutycznego, jak by nie było – biuletynie naukowym, wypada mieć jakiś tytuł przed nazwiskiem) potrzeba: WITAMIN B6, B12 oraz KWASU FOLIOWEGO. Teraz odpowiem na wyżej postawione pytanie. Na to nie trzeba recepty, a jedynie świadomości. Nawet nie trzeba iść do apteki (chociaż, oczywiście, można kupić odpowiedni specyfik, bardziej naturalny – w sklepie zielarskim lub sztuczny – w aptece np. WITAMINY B – COMPLEX). Ale zapytam, po co? Wiecie gdzie tych witamin – super naturalnych i wysoce przyswajalnych jest najwięcej? Otóż – w żółtku jajka. Najbardziej wartościowe jest to surowe, ale nie każdy przełknie, więc może być gotowane na miękko lub sadzone. Ważne aby kura, która zniosła to jajko była z wolnego wybiegu, czyli jadła robaki i wiedziała co to słońce. Takich jajek możemy jeść po kilka dziennie.

Niech pożywienie będzie lekarstwem, a lekarstwo pożywieniem – Hipokrates (460-370 p.n.e.)

Oglądałam niedawno wywiad z ponad 100- letnią kobietą. Zaskakiwała niesamowitą bystrością umysłu, a na pytanie co tak świetne na nią wpływa, odpowiedziała, że od najmłodszych lat, ze względu na panującą w czasach jej młodości biedę, jadła to co było najtańsze, a więc jajka. Dodała nawet, że bywało, że jajko było na surowo. Tak się do tego przyzwyczaiła, że do tej pory codziennie rano zjada co najmniej jedno jajko. Nie może dziwić, że gdy jemy jajka dostarczamy wartościowych składników odżywczych, przecież wykluwające się z nich kurczaki są w pełni zdolnymi do egzystencji, zdrowymi stworzeniami. Oprócz zbawiennego wpływu na obniżenie poziomu homocysteiny, jajka dobrze działają na oczy i sprawność mózgu.

Na jajka nie trzeba recepty, na statyny czyli leki obniżające, nie wiedzieć po co cholesterol – już tak. Czysty zysk, bo jak pacjent pobierze „statynki” – rozchoruje się na dobre, a to pewny klient dla BIG FARMY, czyli przemysłu farmaceutycznego. I tak, aż do śmierci (wiadomo każdego to czeka), a na coś trzeba umrzeć, tylko… dlaczego jeszcze za to płacić? Pamiętam jak kilkanaście lat temu, uczyłam się, że jedzenie jajek powoduje wzrost cholesterolu, a to prosta droga do trumny. Czuję, jakbym żyła w jakimś MATRIXIE. To w końcu cholesterol czy homocysteina jest przyczyną, między innymi miażdżycy i zawału serca? Nadmiar czy niedobór jajek jest szkodliwy? Mnóstwo pytań, a odpowiedzi tyle ile ludzi na świecie.

Od jakiegoś czasu robię jak mi rozum podpowiada. Oczywiście zakładam, że nie jestem nieomylna, ale nie mogę się oprzeć pokusie by pytać. Tak na prosty, chłopski rozum, co nam szkodzi? Naturalne – to co stworzyła natura, czy sztuczne – stworzone przez przemysł, zatruwający środowisko czyli również nas? Rolnik wie, że bez nawozu, nie będzie miał dobrego zbioru. Podobnie jest z naszym organizmem. Jeśli zjemy byle co, takie też będzie nasze zdrowie – byle jakie.

Mam jeszcze jeden problem. A co z margaryną, która (podobno) obniża poziom cholesterolu – tylko po co, skoro gorsza jest homocysteina, a tą obniżymy witaminami: B6, B12 oraz kwasem foliowym, czyli żółtkiem. Tak, wiem, że się powtarzam, ale robię to świadomie i z premedytacją. Czy nie lepiej posmarować chlebek naturalny masełkiem? Wiem, masło też nie jest takie jak kiedyś, bo zamknęliśmy krowy w prawie sterylnych oborach: bez słońca, karmimy „plastikową” karmą, hormonami wzrostu, żeby były bardziej wydajne i antybiotykami; nie mają więc szansy dać wartościowe mleko, ale i tak wybiorę masło zamiast tej sztucznej margaryny zawierającej rakotwórcze tłuszcze TRANS.

Kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą. – Josef Goebbels

Tak właśnie stało się z margaryną, że niby taka zdrowa. Niestety daliśmy się oszukać. Przemysł farmaceutyczny i spożywczy „jadą” na jednym wózku. Jeden karmi nas sztucznym wysoko przetworzonym „żarciem” (ciężko to nazwać pokarmem), tworząc z nas chorowite ludziki bez sił do życia, a drugi – udaje, że nas leczy. Dla nich jest tylko jeden problem: pacjent wyleczony, to klient stracony! Mam nadzieję, że sprowokuję WAS, drodzy czytelnicy, do głębszych przemyśleń na temat: myślmy co jemy, byśmy nie stali się dozgonnymi klientami firm farmaceutycznych, bo życie jest zbyt krótkie, aby spędzić je w kolejce do lekarzy.

A teraz zadanie domowe dla każdego: zbadajcie poziom homocysteiny. Badanie to (według mnie) powinno być wykonywane przynajmniej raz w roku. Poproście lekarza o skierowanie. Jeśli nie zechce wystawić, to pewnie nie zależy mu na Waszym zdrowiu. Będzie to dziwne, bo przecież to Hipokrates położył fundamenty pod współczesną medycynę a jego: „Po pierwsze nie szkodzić”, do dziś jest przysięgą składaną przez lekarzy. Niestety, im więcej mam z nimi do czynienia, tym bardziej wydaje mi się, że o tym przyrzeczeniu zapominają. Na każdym kroku zmuszani jesteśmy do płacenia za badania, które powinny być wykonywane standardowo. Cena badania poziomu homocysteiny w laboratorium to około 40 zł, ale to i tak niewiele w porównaniu z ceną badania poziomu jodu – 180 zł. Szok! Skierowanie nieosiągalne, a jeszcze nie w każdym laboratorium wiedzieli czego ja chcę. O jodzie jeszcze napiszę w którejś z kolejnych „odsłon”, bo uważam, że jest niesamowicie ważnym dla naszego zdrowia pierwiastkiem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *