Być chórzystą
Nie bójmy się otworzyć drzwi wiodące krętymi schodkami ku górze – na chór w naszym kościele. Nie bójmy się śpiewać na chwałę Boga – nie ma tam ocen, nie ma krytyki, wystarczy chcieć i lubić śpiewać . Pamiętajmy, że ten kto śpiewa „ten dwa razy się modli”. Nasz chór potrzebuje nowych głosów, młodszych głosów. Chór musi być! Ja, ale i nie tylko ja, nie wyobrażam sobie uroczystych mszy bez śpiewu chóralnego.
Zawsze lubiłam śpiewać głośno i z werwą, ale całe szczęście, że nikt mnie nigdy nie oceniał, choć zawsze uważałam, że łatwiej jest mi zatańczyć niż publicznie zaśpiewać. I nastąpił przełom. Mąż zapisał się do chóru – śpiewa w „basach”. Po kilku mszach na chóralnych balkonie usłyszałam: „Monika chodź zaśpiewaj, a ja zagram melodię na organach” – oczywiście były to słowa naszego organisty Wiesia Sołdaja. Myślałam, że mi ze stresu serce wyskoczy, zapomniałam słowa bardzo znanej pieśni, (nawet nie jestem w stanie przypomnieć sobie co śpiewałam) i co usłyszałam: „Monika będziesz w altach i nie stresuj się. Jak uznasz, że nie dajesz rady, to sama zrezygnujesz”(spodziewałam się słów delikatnej krytyki). Mam dużo obowiązków na co dzień, więc myślałam, że nie pogodzę kolejnego z nich. I tu się myliłam – próby nie są uciążliwe i odbywają się zazwyczaj po mszy o 10.30, a przecież i tak co niedzielę chodzimy do kościoła, a śpiewamy w świąteczne dni. Bardzo serdecznie zostaliśmy przywitani, czujemy się tam jak w rodzinie. Wszystkie moje lęki i dylematy nie miały sensu, wystarczy tylko chcieć, nie stawiajmy sobie za nisko poprzeczek w życiu. Życie jest od tego aby się rozwijać, nie stać w miejscu. W tym momencie z pełną świadomością przyznaję, że robię to co lubię. Wiem, że takich osób jak ja jest wiele. Odwagi! Przyjdźcie na chór, a sami się przekonacie!
Teraz, w styczniu, minął rok, jak wraz z mężem Adamem podziwiamy piękno naszego kościoła z góry. Widok z chóru jest niesamowity. Mamy przepiękny kościół, więc dbajmy o niego, nie tylko o jego wygląd, ale i o bogactwo artystyczne w oprawie mszy świętych.