Wylecz się sam ! – cz.1
Ludzie z natury są leniwi, więc wolą łatwe rozwiązania. Kiedy nas coś zaboli lub tak jak teraz, w czasie zimowym, dopadnie jakiś wirus, pędzimy do lekarza po tabletki i czekamy na spektakularny efekt. Niestety takie rozwiązanie może okazać się początkiem większych problemów, bo oprócz złych bakcyli niszczymy również te dobre. Często zapominamy o zażyciu probiotyku, który tak naprawdę nie do końca wyrówna straty w pożytecznych bakteriach. Dlaczego te dobre bakterie są takie ważne napiszę później. W czasach kiedy nie było przychodni i aptek (a jak były – to daleko), ludzie musieli radzić sobie sami i jak widać radzili sobie całkiem dobrze, czego dowodem jesteśmy my – przedłużenie gatunku. Niestety nie potrafimy efektywnie korzystać z dorobku naszych przodków. Wydaje nam się, że wszystko wiemy lepiej, wierzymy w to co nowoczesne i myślimy: „Co tam może wiedzieć babcia”.
A tymczasem… na nasze szczęście i nieszczęście, żyjemy w dobie wszechobecnego Internet-u i tu dopiero zaczyna się zabawa, bo… jedni radzą to, drudzy tamto, a trzeci mądrzejszy od czwartego, a ty człowieku głupiejesz. Ja również wpadłam w sidła „samoleczenia” i nieco się pogubiłam w tych poradach. Aż pewnego dnia na YouTube trafiłam na filmiki „JERZY ZIĘBA – UKRYTE TERAPIE – CZEGO CI LEKARZ NIE POWIE”. No i się zaczęło. Po obejrzeniu kilku filmików ze wspomnianym panem, po prostu „szczęka mi opadła”. Zięba nie jest lekarzem. Jest naturopatą (naturopatia – leczenie domowe). Jego wiedza o funkcjonowaniu ludzkiego organizmu, o procesach zachodzących w nim i jak bardzo są ze sobą powiązane – „powala”. Na dodatek mówi prostym, zrozumiałym językiem. Nie spotkałam jeszcze lekarza, który chociaż spróbowałby mi wytłumaczyć dlaczego jest tak, a nie inaczej – „wytłumaczenie” najczęściej ogranicza się do wypisania recepty.
Nie wiem, czy zgodzicie się ze mną, ale na obecną chwilę większość lekarzy różnych specjalizacji traktuje nas tak, jakby każdy z organów czy narządów był samodzielną jednostką. Idziemy do ortopedy – leczy nogę, idziemy do kardiologa – leczy serce, idziemy do chirurga naczyniowego – leczy żyły. I tak dalej, i tak dalej. A w tym wszystkim najgorsze jest to, że każdy z nich przepisuje receptę na leki, nie biorąc pod uwagę wzajemnej, często bardzo niekorzystnej, interakcji między nimi.
Jerzy Zięba nie tworzy teorii, on zbiera doświadczenia innych naturopatów, ale także lekarzy, którzy lecząc swych pacjentów nie boją się sięgać po metody medycyny holistycznej – traktującej człowieka całościowo.
Człowiek choruje bo czegoś mu brakuje. Na przykład: mikro, makroelementów i witamin, ale nie sztucznie stworzonego leku, albo dlatego, że w jego organizmie znalazła się substancja, której nie powinno tam być.
A teraz kilka sposobów, które „przetestowałam” na swojej rodzinie w czasie ostatnich infekcji. Zawsze mam pod ręką wodę utlenioną 3% – taką zwykłą z apteki oraz sól fizjologiczną – 5 ml.
Kiedy widzę, że „coś się wykluwa” (przeziębienie), do kieliszka nalewam sól fizjologiczną, dodaję wodę utlenioną (nie ma znaczenia ile, po prostu psikam porządną porcję), następnie biorę zakraplacz i aplikuję taką miksturę do ucha. W uchu dość szybko zachodzi reakcja i wydostaje się z niego piana. Wtedy „pacjent” leży około 10 min, a następnie to samo robię z drugim uchem. Takie czary – mary powielam kilka razy dziennie.
Gdy boli gardło – do szklanki napełnionej w 1/3 wodą, „psikam” sporą dawkę wody utlenionej (można też dodać kilka kropel płynu Lugola lub zwykłej jodyny) i taką miksturą płuczę gardło – kilka razy w ciągu dnia.
Podobną miksturę stosuję w przypadku kataru, zmniejszam jedynie stężenie wody utlenionej do 5 ml. Soli fizjologicznej wkraplam na początek 1- 2 krople do wody utlenionej, a następnie aplikuję to do nosa i leżąc na plecach odchylam głowę mocno w tył. Uczucie nie jest zbyt miłe, ale efekty na tyle dobre, że warto chwilę pocierpieć. Jeśli nie czujemy dyskomfortu, możemy dolać jeszcze 2-3 krople wody utlenionej.
Nie możemy zapomnieć o wsparciu swojego nadwątlonego chorobą organizmu zestawem mikroelementów i witamin. Szczególnie polecam witaminę C. Jednak jest mały problem, bo ta z apteki ma zbyt wiele zbędnych dodatków. Lepiej kupić jak najbardziej naturalną w sklepie zielarskim. Taką witaminę C należy przyjmować często w małych porcjach. Ja zazwyczaj dozuję jedną kapsułkę co godzinę. Zapytacie, czy nie za dużo? Jak do tej pory jeszcze nie przedawkowałam – ani u siebie, ani u dzieci – ponieważ poziom witaminy C w organizmie bardzo szybko się zmniejsza, a na dodatek dość słabo się wchłania. Tak na marginesie, przedawkowanie witaminy C objawić się może biegunką. W taki sposób organizm daje znać, że ma jej dość.
Takimi sposobami wychodzę z przeziębienia w ciągu 2-3 dni.
Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś ciekawego na temat prostych sposobów radzenia sobie z problemami zdrowotnymi polecam filmik na YouTube : Jerzy Zięba „Nie truj się antybiotykami” lub Jerzy Zięba „Ukryte terapie” część 8. Wiedzy nigdy za wiele!
Dzięki za porady. Na pewno skorzystam z nich, kiedy nadarzy się okazja. A po kuracji podzielę się własnymi spostrzeżeniami.