Okres drugiej wojny światowej
Okres II Wojny Światowej zapisał się również w historii Bogucina i jego mieszkańców. Atmosferę lat okupacyjnych doskonale oddają zasłyszane dawno temu słowa jednego z uczestników chłopskiego ruchu oporu: Tamte czasy nie potrzebują legend, sama prawda wystarczy za najpiękniejszą legendę. Idąc z duchem tej myśli zaprezentowani zostaną bohaterowie oraz wydarzenia, jakie miały miejsce na terenach tutejszej miejscowości w czasie wojny.
Dla mieszkańców Lubelszczyzny, jak również całego narodu, klęska wrześniowa była olbrzymim szokiem i przygnębieniem. Już w październiku 1939 r. powstawały zalążki konspiracji. Zaczynała się ona od zbierania broni z pól bitewnych, gromadzenia jej, nawiązywania kontaktów, przekazywania informacji z nasłuchu radiowego. Jesienią 1940 r. powstała ogólnopolska konspiracyjna organizacja ruchu ludowego – Bataliony Chłopskie. Jej istotnym elementem bojowego dorobku były akcje sabotażowo – dywersyjne. Dokonywały ich Oddziały Specjalne złożone z osób o wielkiej odwadze, gotowych do największych poświęceń. Jednymi z tych, którzy nie wahali się oddać życia za ojczyznę byli mieszkańcy Bogucina, nieżyjący już bracia Chmielewscy:
IGNACY CHMIELEWSKI ps. Chętny syn Mateusza i Karoliny, ur. 28 II 1915 r. w Bogucinie. Przed wojną działacz Związku Młodzieży Wiejskiej Wici. Do konspiracji przystąpił w roku 1941. Jako członek BCh był łącznikiem, kolporterem prasy konspiracyjnej, żołnierzem OS, który brał udział w wielu akcjach, m. in. w zasadzce na Niemców pod Strzeszkowicami (marzec 1943 r.), na tartak w Nasutowie (listopad 1943 r.), w konspiracji awansowany do stopnia porucznika; odznaczony Krzyżem Walecznych i Krzyżem BCh.
JAN CHMIELEWSKI ps. Śmieszny urodzony 15 VII 1925 r. w Bogucinie, członek BCh, żołnierz placówki Bogucin, łącznik.
KONSTANTY CHMIELEWSKI ps. Żelazny ur. 13 XII 1921r. w Bogucinie, w BCh do listopada 1942 r., żołnierz OS BCh , łącznik. Został aresztowany przez gestapo w marcu 1942 r. i osadzony na Zamku Lubelskim. W trakcie przewożenia do obozu w Oświęcimiu, odbity pod Celestynowem (19 V 1942r.), po uwolnieniu powrócił do konspiracji. Brał udział m.in. w akcji pod Wierzchowiskami, odbiciu więźniów w Opolu Lubelskim, na tartak w Nasutowie, rozbrojeniu oddziału ukraińskiego pod Chodlem i w rozbrojeniu posterunku przy magazynach zbożowych w Nałęczowie. Wielokrotnie odznaczany medalami: KKOOP, KP i KBCh.
Jak wspominał Stanisław Kowalczyk, członek Batalionów Chłopskich: „Już w lutym 1940 r. odbyła się pierwsza narada działaczy konspiracyjnych mająca na celu zorganizowanie ruchu oporu. Ruch podziemny powstawał prawie w każdej miejscowości, również w naszej. Organizacja podziemna Bogucina w 1942 r. liczyła 15 członków. Jej zadaniem była walka ze złodziejami i konfidentami, których wielu było wówczas na terenie gminy. To właśnie przez donos konfidenta Niemcy odkryli organizację partyzancką. W marcu 1942 r. doszło do aresztowania 5 członków BCH z Bogucina i dwóch z Garbowa. Zostali oni osadzeni w więzieniu w Kazimierzu. Po ciężkich torturach przewieziono ich na Zamek w Lublinie. Następnie mieli oni zostać przewiezieni do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, jednakże zostali odbici przez oddział Szarych Szeregów „Zośka” na stacji kolejowej pod Celestynowem. Pomimo aresztowań konspiracja wciąż poszerzała swe kręgi. Pod koniec 1944 r. liczyła ona ponad 40 członków BCH oraz 6 członków AK. Członków organizacji obowiązywały różne zbiórki i szkolenia związane ze sztuką wojskową. Szkolenia taktyczne przeprowadzał por. Henryk Chyła ps. „Kniebór”. Wydawano wówczas pisma konspiracyjne: „Orle Ciosy”, „Sikorski i jego żołnierze” i inne. Warto wspomnieć, że w okresie letnim zbiórki odbywały się w gutanowskim lesie, w których brali udział: kpt. Władysław Jurak ps. „Wicher”, por. Władysław Jędrejek ps. ”Gleba”, por. Bolesław Jarmińsaki ps. „Zagon” i inni związani ze sztuką wojenną. Najbardziej aktywnym w akcjach dywersyjnych był Konstanty Chmielewski, który należał do oddziału „Bacy” i przeżył okres całej okupacji”.
Wielu mieszkańców Bogucina brało ponadto czynny udział w działaniach obronnych. Od 1939 r. o wolność ojczyzny walczyli: Aleksander Woliński, Franciszek Staniak, Józef Sobiesiak, Bronisław Gąsik, Jan Markiewicz, Jan Wójcik, Józef Wójcik, Ignacy Paruch, Stanisław Kozieł, Józef Makowski, Jan Mazur, Józef Mirosław, Aleksander Sulej, Jan Karman, Stanisław Aftyka, Józef Rozwadowski (zginął w Warszawie), Kazimierz Stelmasiak, Stanisław Wójcik i Adam Szlachetka. W roku 1944 na front walk wyruszyli: Kazimierz Chmielewski, Ignacy Chmielewski, Czesław Paruch, Bronisław Wójcik, Stefan Drozd, Jan Łuczywek, Aleksander Karman, Czesław Gąsik, Stefan Smolak, Tadeusz Chabros, Józef Sokołowski, Bolesław Banaszek, Ignacy Zarzeka, bracia Leszek i Józef Gawronowie, Marian Sulej (zginął na wojnie), Jan Rybkowski, Czesław Zarzeka, Stanisław Lewandowski oraz Ignacy Bieniek i Jan Paruch, którzy będąc żołnierzami II Armii generała K. Świerczewskiego, jako pierwsi dotarli do bram Berlina. Ostatni z wymienionych uczestniczył jeszcze po zakończeniu wojny, w walkach zbrojnych na terenie Bieszczadów z oddziałami Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA). Adam Szlachetka i Stanisław Wójcik dostali się w czasie wojny do niemieckiej niewoli i przebywali 6 lat na przymusowych robotach w Austrii.
W roku 1985 w Bogucinie, na poboczu drogi głównej nr 17 Lublin -Warszawa wybudowano pomnik – głaz upamiętniający miejsce częściowej pacyfikacji kolonii Las Boguciński. 9 lipca 1944 r. oddziały niemieckie – składające się głównie z własowców – spaliły kilkanaście miejscowych domów, w odwecie za atak na kolumnę wojsk cofających się z frontu wschodniego.
Z zimną krwią zamordowano 18 osób (w tym kilkoro dzieci). Na granitowej tablicy pomnika wykonanego na wniosek miejscowego koła ZBoWiD
i mieszkańców wsi umieszczono napis:
PAMIĘCI MIESZKAŃCÓW BOGUCINA
POMORDOWANYCH PRZEZ NIEMCÓW
W CZASIE PACYFIKACJI WSI W DNIU 9 LIPCA 1944 R.
SPOŁECZEŃSTWO GMINY GARBÓW 1985 R.
Czarnas Zofia l. 48, Szymczyk Józef l.52, Wiejak Maria l.68,
Wiejak Bolesław l.24, Walacz Maria l.26, Walacz Ewa l.3, Walacz Teresa l.2, Walacz Marianna l.68, Kulik Józefa l.52, Sulej Janina l.7, Sulej Danuta l.5, Sulej Tadeusz l.1, Sulej Helena l.2, Sulej Stefania l.2, Pomorska Maria l.50, Pomorski Kazimierz l.70, Jędrych Józef l.44, Kozieł Maria l.70.
Oto zapis tamtych tragicznych wydarzeń, spisany na podstawie opowiadania bezpośredniego świadka p. Ignacego Jędrycha:
Był sobotni, lipcowy wieczór, kiedy z lasku opodal zabudowań p. Sulejów padły seryjne strzały w kierunku przejeżdżających niemieckich samochodów wojskowych. W wyniku ostrzału, niegroźnej ranie uległ jeden z jadących hitlerowców. Jedno z ostrzelanych aut zawróciło w kierunku Lublina, zatrzymując się po drodze w Jastkowie, w celu opatrzenia niegroźnej rany niemieckiego żołnierza (prawdopodobnie oficera). To wydarzenie wywołało wielkie poruszenie wśród okolicznych mieszkańców, obawiających się natychmiastowej akcji odwetowej ze strony okupanta. Znaczna część uciekła jeszcze tej nocy w odległe miejsca, do swych bliskich i znajomych, albowiem doskonale znana była żelazna zasada, jaka w latach wojennej zawieruchy obowiązywała na terenach okupowanych – „stu zabitych Polaków za jednego poległego Niemca”. Tego, pamiętnego dnia byłem razem z ojcem, u p. Pomorskich. Ojciec, jako cieśla pracował przy budowie konstrukcji dachowej na budynku stodoły. Po skończonej robocie, wróciliśmy na noc do domu i poszliśmy spać do stodoły.
Wczesnym, niedzielnym rankiem, obudziła nas przerażona matka, informując o pacyfikacji kolonii. Kiedy wybiegliśmy na podwórze, od zachodu widać było już płomienie palących się zabudowań. Nad niebem, co chwilę przelatywał nieprzyjacielski samolot, ostrzeliwując z powietrza uciekających ludzi. Ja z matką i młodszą siostrą rzuciliśmy się do ucieczki za stodołę, przez koniczynę, w kierunku Piotrowic. Ojciec pozostał, aby wypuścić ze stajni konie, poczym miał dołączyć do nas. Kiedy biegliśmy przez pola, nadleciał samolot oddając serię strzałów w naszym kierunku. Pomimo tego udało nam się zbiec. Ta sztuka, nie udała się mojemu ojcu, który został zastrzelony na podwórku
i następnie wrzucony do płonących zabudowań. Napastnicy, stosując metodę „spalonej ziemi”, strzelali do wszystkich napotkanych, bez względu na płeć i wiek. Palili wszelkie zabudowania. Kto uszedł uwadze żołnierzy lądowych, dostawał się pod ostrzał z powietrza. W ten sposób, na polu zginęła moja sąsiadka, p. Zofia Czarnas. Kiedy w jakiś czas po akcji zdecydowaliśmy się wrócić do naszych domów, już z daleka witał nas przerażający widok sterczących kominów, które jako jedyne pozostały po naszych domach i budynkach gospodarskich.
Zdarzały się również przypadki niewiarygodnych ucieczek z miejsca kaźni. Tak uratował się 8 letni Janek Sulej, który skrywając się przed agresorem za łóżkiem, uniknął groźniejszych ran odłamkowych od wrzuconych do wnętrza domu granatów. Kiedy ekspedycja pacyfikacyjna oddaliła się nieco od zabudowań, wyskoczył z płonącego domu, zabierając ze sobą ranną, młodszą siostrę i uciekł w pobliskie pola. Niestety, obrażenia jakie odniosła jego siostra, okazały się na tyle poważne, że zmarła podczas ucieczki.
Niektórym, tak jak p. Pomorskim, choć udało się skryć w piwnicy przed niemieckimi kulami, to śmierć zadał im kłębiący się dym, pochodzący od płonących zabudowań.
Pomimo, że p. I. Jędrych miał wówczas zaledwie 7 lat, to jednak – jak powiada – pamięta jak żywo każdy szczegół, tych tragicznych chwil.
Z powyższą wersją wydarzeń utożsamia się również Władysław Szymczyk, który podczas pacyfikacji stracił swojego ojca.
Większość z tych, którym udało się przeżyć, obarczają winą za tę pacyfikację wszystkich uczestników akcji zaczepnej, która – jak twierdzą – była zupełnie niepotrzebna i zarazem nieodpowiedzialna. Niepotrzebna tym bardziej, że były to ostatnie chwile okupacji niemieckiej na terenach Lubelszczyzny i wolność dla tych ludzi, uginających się pod ciężarem pięciu okupacyjnych lat była tak blisko.
Niedługo potem, wraz z nadejściem wschodniej kontrofensywy, Rosjanie w obawie przed atakami ze strony nieprzychylnych im ugrupowań, dokonali wycinki ok. 40 metrowego pasa drzew wzdłuż szosy biegnącej przez boguciński las, który, jak się niebawem okazało, był niemym świadkiem jeszcze jednej wojennej tragedii.
W roku 1981, tak to wydarzenie wspomina w artykule „W cieniu Boguckiego lasku”, opublikowanegona łamach Kuriera Lubelskiego, mieszkaniec Leśnej kolonii – Wacław Mirosław: W pierwszych dniach lutego 1941 roku zostaliśmy zaalarmowani przyjazdem kolumny niemieckich samochodów. Ciężarówki wjechały pomiędzy drzewa pobliskiego lasu, a cały teren został otoczony niemieckimi posterunkami. Oczywiście, nikt wtedy nie był w stanie stwierdzić w jakim celu przyjechali Niemcy, ale za kilka dni tajemnica Lasku Boguckiego została wyjaśniona.
Okazało się, że w lesie, w dużych mogiłach zbiorowych, ukryli Niemcy zwłoki pomordowanych ludzi, starając się przy odjeździe zatrzeć ślady tych grobów. Nie wiedzieliśmy ile osób pochowano, kim byli pomordowani i skąd zostali przywiezieni.
W kilka lat po zakończeniu działań wojennych przystąpiono do ekshumacji zwłok spoczywających w mogiłach zbiorowych, rozsianych po całym kraju. Wówczas odżyła również sprawa nieznanej mogiły w bogucińskim lesie. Akcji wydobycia ciał przypatrywał się min. mieszkaniec tzw. I Kolonii Bogucińskiej – Józef Chabros, który twierdzi, że wśród obserwatorów byli również krewni pomordowanych. Z zachowanych fragmentów mieli oni rozpoznawać zwłoki swych bliskich. We wspomnianym artykule znalazła się informacja, że w Sztandarze Ludu z dnia 19 XI 1947 r. w notatce zatytułowanej „Lublin złoży hołd ofiarom barbarzyństwa niemieckiego” ujawniono, że były to zwłoki 25 obywateli polskich, bojowników o wolność ojczyzny, zastrzelonych przez Niemców na Lubelskim Zamku. Wszyscy oni działali w ramach lubelskiej organizacji konspiracyjnej KOMENDA OBROŃCÓW POKOJU. Następnego dnia, po uroczystym nabożeństwie żałobnym w Katedrze, ekshumowane zwłoki odprowadzono na wieczny spoczynek, na cmentarz przy ulicy Lipowej i pochowano w zbiorowej mogile.