Lepiej późno…czyli Festyn pełen barw

Życie potrafi plątać ścieżki. Wiązać supły. Urywać drogi. Czasami za wcześnie, niespodziewanie i nieodwracalnie.
Nie mniej toczy się dalej i może nie jest za późno, żeby coś rozsupłać i uratować; coś zbudować zamiast unicestwić, a to, co godne utrwalenia – utrwalić.
Dlatego, zanim zmierzch zapomnienia przyćmi naszą pamięć, wróćmy wspomnieniami do festynu. Bo warto. Bo naprawdę warto. Zwłaszcza, gdy jesień nadciąga wielkimi krokami. Gdy na początku kusi okruchami lata, paletą stonowanych barw żegna gorące klimaty, rozpościera mleczne zasłony mgieł i co tu dużo ukrywać straszy zimnymi przestrzeniami dni i nocy.
Ogrzejmy się wspomnieniami tego, co: ciepłe, barwne, radosne. Jedno wzruszy, inne rozbawi.
A, że nie wszystkim się podoba? To naturalne, ponieważ: „Jeszcze się taki nie narodził…”.
Ale może od początku….
Nasz rodzimy Polonez nigdy nie był królem szos. Może dlatego z lekkim poślizgiem Bogutki „wjechały” nim na scenę inaugurując Festyn 2014. Później akcja potoczyła się wartkim rytmem. Gwiazda „Maryla”, która w ubiegłym roku „dała czadu” tym razem pokazała klasę na wysokich obcasach. I dosłownie, i w przenośni wcielając się tym razem w Beatę Kozidrak i Dodę. Co nam zaśpiewa za rok? Może lepiej, że pozostanie to słodką tajemnicą. Ale tajemnicą na pewno nie był fakt, że w dalszej części w nastrój zgoła odmienny wprawił nas chór Jubilat, a za chwil kilka Panie z KGW Ługów zaprezentowały skecz. Z kolei, po powitalnej piosnce wykonanej przez bogucinianki, miejsce festynowej akcji przeniosło się na płytę boiska i zaczęło kręcić wokół różnorodnych konkursów, tak dla dzieci, jak i dla młodzieży: tej „junior” i tej w kwiecie wieku. Na uwagę zasługiwały: wspinaczka po rurze, konkurs rzutów karnych, rzut piłką lekarską, dziecięce wyścigi z akcesoriami a w godzinach zmierzchu – przeciąganie liny.
Ale tak naprawdę, i nie jest to opinia jednostkowa, prawdziwy festynowy żywioł rozpoczął się od momentu, kiedy z impetem końskich kopyt i z „rodowiczową” pieśnią na ustach pojawił się nań cygański tabor. Nikt, absolutnie nikt, nie spodziewał się tak barwnego najazdu, którego uczestnicy na długi czas opanowali scenę i skupili na sobie całkowitą uwagę. I nie należy się temu dziwić, bo „show” zaprezentowali ponadprzeciętny! Można było dostać „oczopląsu” od bogactwa kolorowych strojów, urodziwych, roztańczonych Cyganek i nie mniej przystojnych Cyganów, którzy w jakiś charakterystyczny sposób przypominali amerykańskich kowbojów. Kowboje czy nie, stanowili dopełnienie tej wielobarwnej, radośnie rozśpiewanej i rozpląsanej cygańskiej zbiorowości. Wśród tańczących pojawiała się też, niczym senna mara, postać do złudzenia przypominająca karaibskiego pirata. Pirat w falbaniastej spódnicy? Nie, to na pewno ułuda. W każdym razie, śpiewom i tańcom zintegrowanym cygańsko – niecygańskim parom musiał położyć kres kolejny punkt programu, czyli występ kapeli „Drewutnia”. Ale zanim to nastąpiło Cyganeczki (o zgrozo!) porwały naszych księży na scenę, by uwiecznić się wraz z nimi na pamiątkowych fotografiach.
Ale…przed porwaniem dobrodziejów miało miejsce bardziej dramatyczne porwanie. Jedna z Cyganek zniknęła bez wieści w objęciach urodziwego Cygana, unosząc się wraz z nim na grzbiecie galopującego wierzchowca. Bardziej wnikliwi obserwatorzy tego zajścia zauważyli, iż nie wydawała się być tym faktem nadzwyczaj przerażona.
Inicjatorom cygańskiej „zawieruchy” gratulujemy niecodziennego pomysłu i inwencji w doborze choreografii i kostiumów. Nadmienić należy, że zarówno woźnice, konie jak i zaprzęg zostały zwerbowane z „Jędrejkowej zagrody”. A kto nie miał okazji zobaczyć cygańskiego taboru niechaj zanuci: „Jadą wozy kolorowe z Cyganami…” i uruchomi pokłady wyobraźni. Ta część festynowych atrakcji była strzałem w środek tarczy! Jaki strzał, twórcy tego spektakl, zaprezentują nam w następnym roku? Czas pokaże.
Gwiazdy zeszły ze sceny i wszystko wskazywało na to, że nic już nie ściągnie aż takiej uwagi jak ich spontaniczne występy.
Kapela „Drewutnia” przebrzmiała w godzinnym koncercie.
„Widowisko” o fragmentach z „życia” naszej rodzimej służby zdrowia mówiło samo za siebie o jej kondycji.
Konkurs rockowy Krzysztofa skupił wokół sceny sympatyków muzycznych klimatów. Znawcy tematu bez trudu rozpoznawali fragmenty kultowych utworów.
Popisowa lekcja aerobiku zmieniła muzyczny klimat i rozgrzała tych, którzy poddali się zabawie, by „wyginać śmiało-ciało” w rytmicznych podskokach. Występ roztańczonych „Słowianek” czy „Bałkanica” wykonana przez znanych lokalnych muzyków podniosła poziom adrenaliny, pośród zgromadzonej widowni, o kolejne kilka kresek. Na uwagę zasługiwała też prześmieszna kabaretowa parodia „Romeo i Julia” odegrana przez rodzimą amatorską trupę. Czy Julia wytrwa bez Romeo do kolejnego festynu? Przekonamy się za kilka miesięcy. A na koniec…była zabawa. I to jaka! Bo – pod niebem pełnym gwiazd. Bo – z muzyką, przy której nie można było spać.
Wszystko to już historia: utrwalona w pamięci, zarejestrowana na płycie. Czy warta wspomnień?

3 komentarze

  1. adamusso pisze:

    W pamięci na pewno zostanie, a myśli już przy następnym festynie :-).
    Pozdrawiam.

  2. Monika Kamińska pisze:

    Wspomnienia są bardzo cenne, lecz dostałam coś na festynie co utkwiło mi w sercu – autograf o treści ” Doda dla Moni ”
    Pozdrawiam Cię Marysiu !

  3. Don Vasyl pisze:

    Lepiej późno…, ale za to, w jakim stylu napisane. Gratulacje dla organizatorów Festynu i dla autora wpisu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *