Bogutki w Murzasichle
Coroczny wakacyjno-warsztatowy wyjazd Bogutek, który odbyliśmy 16-18 sierpnia, za nami. Tym razem wyjechaliśmy w góry, zatrzymując się w malowniczej miejscowości Murzasichle. Z okien pensjonatu i jego okolicy podziwialiśmy Tatry a do snu kołysał nas delikatny szmer Sichlańskiego Potoku. Ponieważ w ciągu trzech dni dużo się działo, powróćmy wspomnieniami dzień po dniu.
Piątek- dzień pierwszy
Wyruszyliśmy pociągiem z Nałęczowa, tuż po 5 rano, by z przesiadką w Radomiu i dwugodzinnym opóźnieniem (nie zdążyliśmy na kolejkę na Kasprowy Wierch) o godzinie 14 z minutami wygramolić się na stacji w Poroninie. Niektórzy jechali pociągiem po raz pierwszy. Po raz pierwszy też widzieli góry i usłyszeli, że Zakopane jest „sakramencko” zakorkowane. A jeden z odcinków drogi do naszego pensjonatu był tak stromy, że na usta, nie tylko za pierwszym razem, cisnęły się słowa: „jazda na łeb, na szyję”. Takich pierwszych razów trochę nam się, podczas długiego sierpniowego weekendu, nazbierało.
Po posiłku wróciliśmy do Zakopanego, by obejrzeć występy zespołów ludowych uczestniczących w Międzynarodowym Festiwalu Folkloru Ziem Górskich i pospacerować chłonąc niecodzienną atmosferę. Upalny dzień zakończyliśmy późną obiadokolacją i harcami w pobliskim basenie.
Stan krokomierza na koniec dnia: ponad 8 tysięcy kroków.
Sobota – dzień drugi
Sobotni poranek powitał nas chmurami, które, nie bacząc na nasze wspinaczkowe plany, aż do południa wylewały deszczowe strugi. Pobyt Bogutek w Krainie Klocków Lego okazał się dobrym pomysłem na przeczekanie opadów a tuż później – spacer z Krupówek pod Wielką Krokiew – dobrą rozgrzewką przed łagodną wspinaczką Doliną Białego Potoku. Zajaśniało po drodze i ta jasność towarzyszyła nam do końca dnia, który wypełniony był w tym dniu po brzegi. Bo po wejściu do wodospadu, musieliśmy wrócić. Potem kolejna przygoda – wjazd i zjazd kolejką krzesełkową obok Wielkiej Krokwi. Wysoko. Niektórzy się bali, ale wszyscy dali radę.
Później była obiadokolacja, chwila przerwy i gimnastyka: w parku linowym, dmuchanej zjeżdżalni i trampolinie. Na 19.00 udaliśmy się pieszo na mszę do miejscowego kościoła, a po niej zwiedziliśmy pobliski, malowniczo położony, cmentarz. Dzieci zauważyły, że na większości nagrobków (trochę innych niż w Garbowie) obok imienia i nazwiska wyryte są, niespotykane u nas, przezwiska/przydomki i rośnie dużo kwiatów.
Kolejnym punktem wieczoru były smakowite gofry. Po ich zjedzeniu Bogutki dostały niespożytej energii, którą spożytkowały na wieczorne warsztaty taneczne a tuż przed snem udaliśmy się do potoku, by schłodzić zmęczone stopy. Niesamowite uczucie.
Stan krokomierza na koniec dnia: ponad 26 tysięcy kroków.
Niedziela – dzień trzeci
I, niestety, ostatni. Zaplanowane mieliśmy wejście na jeden ze szczytów w Tatrach Wysokich zwany Gęsią Szyją (1489 m), z przystankiem na Rusinowej Polanie, skąd roztaczał się przepiękny widok na polskie i słowackie góry. Mieliśmy też okazję z bliska zobaczyć pasące się stado owiec. Na Gęsią Szyję wspinaliśmy się po drewnianych schodach. Podobno jest ich tysiąc. Było ciężko, ale radość z dotarcia do celu i bajeczny krajobraz, który ukazał się naszym oczom, wynagrodził trud wdrapywania się w górę. Pogoda też dopisała! Brawo my, brawo góry! Schodząc, zatrzymaliśmy się przy Sanktuarium Matki Bożej Królowej Tatr, a stamtąd nogi same niosły nas leśnym traktem na parkingu, skąd busem wróciliśmy na obiad. Żal było odjeżdżać, zwłaszcza że czuliśmy górski niedosyt, a i posiłki serwowane nam przez Panią Danę smakowały wspaniale. Pożegnaliśmy gościnne i opiekuńcze progi Pani Krysi, Ewy i Łukasza i rad nierad odjechaliśmy z upalnego Poronina, by po przesiadce w Radomiu (pociąg tym razem opóźnił się tylko 27 minut) – tuż przed północą dotrzeć do Nałęczowa.
Stan krokomierza na koniec dnia: ponad 21 tysięcy kroków.
Że podróże kształcą – nie trzeba nikogo przekonywać. Jaką naukę przywiozły w plecaku wrażeń i przeżyć z Murzasichle bogutkowi tancerze – nie wiem, ale wiem, że dzieciaki tworzą naprawdę radosny, zgrany, rozśpiewany (nuciły i śpiewały prawie wszędzie), pomysłowy zespół, z którym z wielką ochotą, wybiorę się na kolejną wyprawę!