Spotkanie rodzinne Milczków – edycja II

Zachęceni dużym zainteresowaniem, jakim cieszył się I Zjazd Milczków przed czterema laty, zajęliśmy się w tym roku organizacją następnego wielkiego spotkania rodzinnego. Bogatsi o doświadczenia, otwarci na propozycje zebraliśmy się w pięcioro tworząc komitet organizacyjny. Spotykaliśmy się kilkakrotnie, odbyliśmy też wiele rozmów telefonicznych. W końcu plan spotkania dało się określić: msza, obiad, zdjęcia i prezentacje.

Poszukiwany, poszukiwana… .  

Przyszedł czas na listę gości. Każde z nas zajęło się swoją gałęzią drzewa genealogicznego, ewentualnie tymi, z którymi kontakt był utrzymywany ciągle. Powstały listy, zaproszenia zostały wystosowane z prośbą o potwierdzenie i wpłatę zaliczki. I tu pojawiły się pierwsze problemy. Nie do wszystkich udało się dotrzeć bezpośrednio, niektórzy byli nieznani bliżej, brakowało numerów telefonu, maila, adresu. Poczta pantoflowa raz działała, raz nie. O ile młodszych można znaleźć często na facebooku, o tyle starsi zwykle nie korzystają z narzędzi informatycznych i ciężko ich namówić do tego by zaczęli korzystać. Udało mi się jednak przekonać komitet organizacyjny do stworzenia grupy na komunikatorze Messenger. W ostatniej niemalże chwili. I okazało się, że dzięki temu odezwali się nowi chętni na spotkanie! Były powody do radości. Na liście mieliśmy 82 dorosłych i czworo dzieci.

Początki w Wielkim 

17 wrześnie 2022 roku o godzinie 12.00 w kościele pod wezwaniem Matki Boskiej Karmelitańskiej w Abramowie odprawiona została msza święta w intencji zmarłych z rodziny Milczków podczas I i II wojny światowej. To miejsce wybrane zostało nieprzypadkowo, ponieważ cały ród Milczków początek wziął w miejscowości Wielkie, w parafii i gminie Abramów. Przynajmniej ten początek, do którego udało nam się dotrzeć w poszukiwaniach genealogicznych. Po gospodarstwie naszych przodków nie zostało nic. W tym miejscu jest teraz łąka i nawet nie wiem do kogo należy, gdyż kilka razy właściciela zmieniała.

Z różnych zakątków przybyli

Po mszy udaliśmy się na obiad do lokalu Młyn w Michowie. Dobre, domowe jedzenie posmakowało gościom poprzednim razem i chcieli ponownie tam się spotkać. Po dopełnieniu formalności rejestracyjnych goście zajęli miejsca przy stołach i zostali powitani przez głównego inicjatora i organizatora spotkania, Piotra Milczka z Lublina. Każdy z przybyłych został przedstawiony z imienia i nazwiska oraz stopnia pokrewieństwa. Bardzo to było potrzebne, ponieważ nie wszyscy się znają, nie wiedzą kim dla siebie są. Tak jak w wielu innych rodzinach. Wyszli kiedyś z jednego domu, ale rozproszyli się po świecie i kontakt się urwał. Mamy krewnych poza granicami Polski : m.in. w USA, Niemczech, a także rozrzuconych po kraju: w Warszawie, Lublinie, Lubartowie, Olsztynie, Gdańsku, Inowrocławiu, Łodzi, na Pomorzu, Śląsku, Mazurach, Kujawach. Wielu przyjechało na spotkanie, niektórym się nie udało. I dla tych jedynym pocieszeniem są zdjęcia. Profesjonalny fotograf zrobił ich całe mnóstwo. Można je oglądać na stronie zakładu fotograficznego Art Foto ul.Chopina 28 w Lublinie i tam też można zamówić odbitki.

Drzewa pokoleń

Po przywitaniu zjedliśmy obiad i rozpoczęły się prezentacje drzew genealogicznych. Na sali zawieszone zostały drzewa genealogiczne trzech osób: Piotra Milczka z Lublina, Janiny Kubackiej z Wielkiego i moje, Beaty Bogusz z Bogucina. Piotr Milczek opowiedział o osobach ze swojego drzewa, zaś ja przybliżyłam zgromadzonym proces powstawania mojego drzewa, którego tworzenie rozpoczęła moja mama. Swoje wystąpienie zakończyłam prośbą o utrzymywanie kontaktów, o wymianę informacji. Potem rozpoczęły się rozmowy w grupach, poznawanie wzajemne, wymiana kontaktów, wiadomości. Było niezwykle gwarno. Chciałoby się być wszędzie, przy każdej grupce, by wysłuchać każdego.

Ocalić dla siebie i potomnych

Wyszłam z tego spotkania ostatnia i pozostał we mnie niedosyt. Bo nie porozmawiałam z wieloma ludźmi. Prośby o utrzymywanie kontaktu, choć przyjmowane ze zrozumieniem to jednak bledną po powrocie w trybiki codzienności. Obietnice składane na spotkaniu są zapominane w natłoku spraw bieżących. Szkoda. Tyle jeszcze niewiadomych, tyle ciekawostek leżących w zaciszu, pokrytych kurzem. Nie ma okazji by ujrzały światło dzienne. W każdej rodzinie krążą jakieś opowieści, jakieś powiedzonka z dziada-pradziada. Nieważne, że to niesprawdzone bajania, że bez rysu historycznego. Wszystko to jest dziedzictwem rodzinnym. Co dla jednych jest strzępem bez związku z niczym i nikim, dla drugiego może okazać się brakującym elementem układanki, linią nadającą sens wydarzeniu, powiązaniem z konkretną osobą. Takie opowiastki trzeba spisać, ocalić od zapomnienia. Dla siebie i potomnych.
Jaki jest sens takiego zjazdu rodzinnego? Poznanie. Spotkanie. To nic, że raz na kilka lat, może nawet raz w życiu. Nigdy nie wiadomo jaki wpływ może to mieć na nasze życie. A może ktoś wyciągnie do Ciebie pomocną dłoń? Może Ty komuś pomożesz? Może informacja o chorobie w rodzinie skłoni kogoś do zrobienia badań w tym określonym kierunku i wykryje dzięki temu problem zanim się mocno rozwinie?

Są same zalety takiego spotkania. Było miło, rodzinnie, poznawczo, serdecznie, zachęcająco.
I będzie na pewno jeszcze. Może za dwa lata zobaczymy się znów.