Bogutkowy koniec wakacji
Koniec wakacji nie kojarzy się dzieciom dobrze więc trzeba go jakoś fajnie celebrować. Dlatego też Bogutki w ostatni piątek sierpnia (31.08.2018) wyjechały na wycieczkę do Rąblowa. Tam czekało na nie wiele atrakcji: Park Miniatur, Labirynty i ognisko.
Wśród maleńkich domków, kościołów, wież i bram dzieci czuły się jak olbrzymy, jak Guliwer w Krainie Liliputów. Dokładne odwzorowanie historycznych budynków z Nałęczowa. Kazimierza czy Puław sprawiło, że świat poza ekspozycją wydawał się stanowczo za duży.
Ze szczególną niecierpliwością dzieci czekały na wejście do labiryntów. Tam czekały na nie zagadki i zadania. Boguciątka szybko podzieliły się na trzy grupy: najmłodszych, średniaków i starszaków. Każda z grup zaczęła zaczęła zwiedzanie od innego labiryntu, by sobie nawzajem nie przeszkadzać.
Labirynt różany oszałamiał cudownym zapachem kwiatów. Ścieżki wśród róż prowadziły do galerii rzeźb, ławeczek przeżyć (każda inna !) i tablic z zadaniami.
Labirynt kreteński w trawie był sporym wyzwaniem. Zadanie polegało na policzeniu krążków drewnianych wbitych w ścieżkę labiryntową. Choć wydaje się to proste, to duża ilość owych krążków sprawiła, że żadna z grup nie podała prawidłowej liczby! Labirynt linowy, mimo, iż zajmował stosunkowo niewielką powierzchnię, cieszył się dużym zainteresowaniem każdej z grup. Zadanie polegało na przejściu od początku liny danego koloru do jej końca. Liny krzyżowały się, plątały i czasem niektórzy zamiast do mety, wracali na start.
Labirynt główny – tujowy wywoływał wiele emocji. Wysokość drzewek uniemożliwiała śledzenie osób przemierzających ścieżki. Zadanie polegało na odnalezieniu siedmiu skrzynek ukrytych w labiryncie, zapamiętaniu wyrazu tam czekającego i ułożeniu z tych wyrazów hasła. By znaleźć właściwą drogę trzeba było czytać opisy i odpowiadać na pytania.
Na samym końcu krainy labiryntów zaczynał się las a w nim czekały przepiękne wąwozy lessowe. Głębokie na kilkanaście metrów, porośnięte drzewami i krzewami, poprzetykane ścieżkami. Spacerując między nimi szukaliśmy ptasich budek oznaczonych literkami. Z nich dzieci ułożyły następne hasło.
Wielki wysiłek fizyczny i umysłowy wywołał w dzieciach ogromny głód. Rozpalono więc dla nas ognisko, a upieczonymi na nim kiełbaskami najedliśmy się wszyscy: i Bogutki, i miejscowy kot (sądząc po ilości spożytej kiełbasy, właściciele mieli go później z głowy przez 2 dni). Po jedzonku dzieci odzyskały siły i zaczęły hasać po łące. Najlepsze okazało się turlanie w dół po trawie. Wpadali na siebie, w liściach i trawie, pękając ze śmiechu.
Te urocze zabawy zakończyły nasz wyjazd. Wszyscy wróciliśmy do domu szczęśliwi i weseli.