Andrzejkowy wieczór
Wprawdzie do świętowania imienin Andrzeja pozostało jeszcze kilka dni, ale andrzejkowe bale, wieczorki i prywatki wciąż trwają. Stowarzyszenie „Mój Bogucin” zebrało w tym roku grupę najwytrwalszych sympatyków, by już w dniu 18 listopada 2017 roku pobiesiadować w nastrojowym wnętrzu karczmy przy Dworze Lwowskim. Przez ogromne tafle szyb, z „ciekawości czystej”, ubrana w modne granaty, zaglądała do nas noc.Krążyła pod oknami ogarniając spojrzeniem rozgadane towarzystwo przy gustownie nakrytych stołach. Może chciała wyłowić o czym rozmawiają, wybuchając salwami śmiechu,panie i panowie. Może podziwiała klimat jaki stwarzało przyćmione światło żyrandoli oraz płomienie smukłych świec górujące na stołach. Może wspominała jak wyglądał świat kilkadziesiąt lat temu, kiedy w tym miejscu nie było jeszcze ani karczmy ani restauracji; kiedy o bruk uderzały kopyta koni ciągnących wozy załadowane burakami cukrowymi; kiedy w miejscu obecnych alejek szyny kolejki wąskotorowej drżały pod ciężarem wagoników wypełnionych burakami i mknących w kierunku garbowskiej cukrowni. Może tak, a może nie. A może, panoszyła się wokół, tylko dlatego, że czas jej panowania właśnie nastał i trwać miał aż do późnego jesiennego świtania… .
Nieświadomi faktu, że ktoś nas podgląda, delektowaliśmy się swoim towarzystwem, serwowanymi przysmakami, klimatycznym wnętrzem, i muzyką na przemian: to porywającą do tańca, to (dla równowagi) zwalniającą, by dać chwilę wytchnienia rozbrykanym nogom. Ci, którym nie wystarczały radiowe rytmy biegali potańczyć z karczmy do dworu, gdzie orkiestra podczas andrzejkowego wieczoru zabawiała innych imprezowiczów. Tam też odbyło się kilka konkursów i zabaw, m.in.wybór króla i królowej balu oraz losowanie andrzejkowych wróżb, z których wynikało, że:
– Monika ma uważać co czyni w czwartym dniu tygodnia (?);
– Ela ma się wystrzegać bruneta poranną porą (?);
– mnie przypadły słowa, z którymi zgadzały się wszystkie mamy, a mianowicie: „Pomysły są jak dzieci. Najwspanialsze są swoje własne”.
Kilka minut po północy mieliśmy i my swoje „karczemne” tradycyjne woskowe wróżby. Za kuchenkę do roztopienia woskowego materiału posłużyła nam żarząca się świeca kryształowego świecznika, a za klucz – rączka masywnego pogrzebacza. Chętnych do zabawy nie brakowało, a „fikuśne” kształty jakie wyłaniały się na wodnej powierzchni nieodmiennie budziły mieszankę uczuć. Do dzisiejszego dnia nie do końca rozszyfrowałam, co oznacza moja woskowa wróżba przypominająca… żółwia. Mam zwolnić (działanie wbrew naturze) czy… wystrzegać się osobników wolnych jak żółwie? Oto jest pytanie.
Wieczór przechodzący w noc, a noc zmierzająca ku wczesnemu porankowi kolejnego dnia minęły niepostrzeżenie, niczym jedna kolorowa chwila. Niezmienną receptą i gwarantem udanej zabawy są ludzie, z którymi mamy szczęście i przyjemność spędzać czas. Cieszymy się, że wciąż i nadal chcą się z nami bawić. A tych, którzy nie chcą lub nie mogę – nie namawiamy, ale jakże przykro nam… , że mimo wszystko Was wśród nas zabrakło.