Mroczna przeszłość bogucińskiego lasu
Las jest piękny, ale potrafi być także niebezpieczny, zwłaszcza gdy leży przy tak ruchliwej trasie, jak ta z Lublina do Warszawy. Mowa tu o Kolonii Las Boguciński lub jak kto woli – o „Lasku Boguckim”.
Strach się bać
Chociaż nie ma dowodów na to, żeby kiedykolwiek widziano tu duchy, czarownice czy inne siły nieczyste, to historyczne źródła potwierdzają, że czasami pojawiali się tu zbójcy, którzy napadali i obrabowywali przejezdnych kupców pod osłoną nocy. Warunki terenowe, takie jak drzewa i zarośla, sprzyjały im; a to, że teren leżał poza wsią, dodatkowo ułatwiało im działanie, zwłaszcza że ilość przejeżdżających tędy samochodów była znikoma.
Pierwsze kroki wolności
Był przełom roku 1918 i 1919, a według ówczesnej prasy panowała bardzo mroźna zima. Były to pierwsze chwile wolności, zapewne te najtrudniejsze. Czas listopadowej euforii szybko minął. Miejscowi jeszcze nie zapomnieli, że trzy lata temu przeszedł tędy wojenny front, pozostawiając po sobie liczne okopy, leje po pociskach i ledwie zastygłą krew, która wsiąkła w tę ziemię. Krew polską, rosyjską, austriacką, czeską, węgierską… .
Nadszedł czas leczenia powojennych ran, odbudowywania zniszczonych budynków, borykania się z brakiem żywności i chorobami zakaźnymi przywleczonymi przez żołnierzy. Mężczyźni wracali po latach służby w obcych armiach, żenili się i zakładali nowe rodziny. Dźwięk wolności był tak silny, że pojawiające się trudności wydawały się tylko chwilowymi przeszkodami na drodze do lepszego jutra.
Sposób na przetrwanie
Nie każdy jednak potrafił odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Szczególnie trudno było dezerterom, którzy nie mieli pracy i dachu nad głową. Bez wsparcia społeczności, wielu z nich popadało w przestępczość, napadając na mieszkańców wsi, kupców czy dwory.
To doprowadziło do atmosfery niepokoju i strachu, zwłaszcza w miejscach oddalonych jak Lasek Bogucki. Wiele osób żyło w ciągłym napięciu, obawiając się napadów i ataków. Jednak pomimo trudności, ludzie próbowali budować lepsze jutro, stawiając czoła przeciwnościom losu i wierząc, że wolność przyniesie im spokojną i szczęśliwą przyszłość.
Zuchwały napad
Jak donosi ówczesna prasa, w 1919 roku przestępczość była ogromna. Jeden z bandyckich występków w bogucińskim lesie, z tamtego okresu, tak wtedy opisał lubelski dziennik Kurjer.
Onegdaj podaliśmy wiadomość o zuchwałym napadzie bandyckim, dokonanym w lesie (styczeń 1919 r.- red.) pomiędzy Bogucinem a Pociechą na jadących dorożką 4 Żydów, obecnie możemy zakomunikować następujące szczegóły, otrzymane od rzeźnika Wajnbucha, lat 21, z Wieniawy, jedynej osoby, która ocalała podczas napadu.
Dorożką nr 130, należąca do Henoha Kanadyjskiego, lat 28, wracali z Garbowa do Lublina: rzeźnik Wigdor Wajnbuch, lat 21, z Wieniawy, rzeźnik Szulim Nikiel, lat 18, z Wieniawy, handlarz koni, Srul Farejnsztejn z Piask Luterskich, oraz jego szwagier z nazwiska niewiadomy, również handlarz koni.
Około g. 8 wiecz. (31 stycznia) wjechano do lasu, gdzie niedaleko szosy zauważono wóz w jednego konia stojący w poprzek drogi. Gdy dorożka podjechała, wyskoczyło 4 ludzi, którzy kazali dorożkarzowi skręcić w las. Dorożkarz nie chciał tego uczynić, wtedy jeden z bandytów strzelił do niego i położył go trupem na miejscu.
Następnie bandyci zaczęli strzelać do pasażerów, z których trzej padli na miejscu, czwarty zaś, Wigdor Wajnbuch, został raniony w lewą rękę powyżej łokcia oraz w lewą nogę około stopy i zataił się, udając zabitego. Potem bandyci obszukali kieszenie swych ofiar i zgrabili posiadane przez zamordowanych pieniądze i zegarki. Co mianowicie stało się łupem bandytów, nie wiadomo, ale prawdopodobnie musieli się dobrze obłowić, gdyż handlarze koni mieli parę tysięcy rubli.
Po dokonaniu grabieży bandyci ukryli się w lesie, ale po pewnym czasie jeden z nich powrócił i ciął siekierą Wajnbucha, widocznie w celu sprawdzenia, czy tenże jeszcze żyje. Wajnbuch wytrzymał ból bez ruchu i krzyku, czem ocalił sobie życie.
Bandyci zbiegli, Wajnbucha zabrał z sobą wachmistrz żandarmerii z Garbowa, który wkrótce potem nadjechał przypadkiem na miejsce napadu, i odwiózł go do szpitala pp. Szarytek. Zdrowiu W. nie grozi niebezpieczeństwo. Śledztwo natychmiast wdrożono.
Bandyckie „osiągnięcia”
Napady na drogach biegnących przez lasy nie należały do rzadkości, jednak nie wszystkie kończyły się tak tragicznie, jak ten opisany powyżej. Więcej szczęścia mieli osaczeni w bogucińskim lesie we wcześniejszej zasadzce. Wtedy to 6-osobowa banda usiłowała ograbić Żydów jadących z Lublina do Kurowa. Żydzi zdążyli tym razem uciec. Wkrótce okazało się, że ta sama banda ma na swym przestępczym koncie jeszcze inne „osiągnięcia”. Poprzedniego dnia dokonała rozboju na kantor żydowski przy porębie Starościańskiego lasu w gminie Samoklęski. Zrabowano wówczas 160 rubli, a kasjerowi udało się ukryć w lesie.
W styczniu 1920 r. rozbójnicy znów dali znać o sobie. Trzech uzbrojonych w rewolwery bandytów napadło w lesie bogucińskim na podróżujących furmanką przejezdnych, a sterroryzowawszy ich zrabowali niejakiemu Sadurskiemu 730 koron, Guszoczyńskiemu 200 koron, a Ziembie 1000 rubli, 15 rubli złotem, 10 rubli srebrem i 800 koron.
Samotny świadek
Dziś po bogucińskim lesie pozostała już z tylko samotna sosna – świadek minionych wydarzeń, która nieprzerwanie opowiada swoją historię szelestem igieł i skrzypieniem gałęzi. Jej wiekowa korona skrywa tajemnice przeszłości z czasów, gdy rozbrzmiewały tu strzały i krzyki ofiar.
I choć sam las pozostaje już tylko wspomnieniem, to jego duch wciąż żyje w naszej wyobraźni i pamięci.