Historia piłką pisana – cz. 15 (ostatnia)
Jesień 1999
Historyczny awans do Klasy Okręgowej był dla nas wielkim sukcesem. Był on także ogromnym wyzwaniem pod względem sportowym i organizacyjnym. Do prawidłowego funkcjonowania klubu w nowej rzeczywistości potrzebowaliśmy dodatkowych funduszy i wzmocnień kadrowych. Jednak, dość szybko okazało się, że ani na jedno, ani na drugie nie możemy zbytnio liczyć. Na domiar złego, nasz dotychczasowy sponsor – CONSULTRIX zerwał umowę o współpracy. Ta decyzja była konsekwencją nagłej i niezapowiedzianej rezygnacji Przemysława Delmanowicza z funkcji trenera drużyny. Przemek, będący jednocześnie pracownikiem wspomnianej firmy, zapałał sympatią do swego poprzedniego klubu Orionu Niedrzwica. Niewykluczone, że zadecydowały o tym względy finansowe. No cóż, sport jest nie tylko formą rozrywki i zdrowego wypoczynku, czasami bywa też sposobem zarabiania na życie. I trudno się temu dziwić. Nie zmienia to jednak faktu, że nad klubem zarysowało się widmo zapaści finansowej. Niewiele w tej kwestii zmieniła nagroda za awans w wysokości 5 tys. zł od Zarządu Gminy Garbów. To była zaledwie kropla w morzu potrzeb, ale musieliśmy sobie jakoś radzić, by uzbierać więcej takich kropli.
Ignorując wszelkie przeciwności losu podjęliśmy ambitny plan sprowadzenia z Zawiszy Garbów doświadczonego obrońcy Tomasza Plechy. Mimo zaporowej ceny, jaką przedstawili ówcześni hierarchowie garbowskiego klubu, udało się nam szczęśliwie sfinalizować transfer. W tym przypadku zmuszeni byliśmy sięgnąć do własnych kieszeni, by całkowicie odciążyć klubowy budżet. Cała akcja udała się dzięki ofiarności kilku działaczy i piłkarzy BKS, którzy wyasygnowali na ten cel swoje prywatne fundusze. Szukając dalszych oszczędności postawiliśmy na Marka Deca, który dotychczasową funkcję stopera połączył ze stanowiskiem trenera. Jego bogate doświadczenie boiskowe miało zagwarantować spokój w drużynie i sukcesy na boisku.
W okresie przygotowawczym BKS rozegrał szereg spotkań kontrolnych, w tym dwa z drużynami czwartej ligi lubelsko – radomsko – bialsko – siedleckiej, odnosząc w nich sensacyjne zwycięstwa – 3:2 z Garbarnią Kurów i 4:2 z Wisłą Puławy. W tym ostatnim spotkaniu rozegranym na boisku w Bogucinie defensywę „Dumy Powiśla” rozmontował niezawodny Dariusz Zielonka – autor trzech trafień. Jednego gola dorzucił Wojciech Jańczyk.
W lipcu odbyły się kolejne zawody z cyklu o Puchar Wójta Gminy Garbów. Zgodnie z przewidywaniami pucharowe rozgrywki zdominowali piłkarze BKS. W meczu finałowym spotkały się dwie „jedenastki” z Bogucina, a główne trofeum trafiło w ręce kapitana pierwszego zespołu.
Poza wspomnianym „Dzidkiem” Plechą podstawową kadrę uzupełniliśmy zawodnikami powracającymi z wypożyczenia do innych klubów: bramkarzem Pawłem Plakiem i obrońcą Mariuszem Stańkowskim z Garbarni Kurów oraz „Thysonem” Marcinem Górnym z POM Piotrowice. Na odważniejsze ruchy personalne nie było nas zwyczajnie stać. Poza tym, byliśmy przesiąknięci głęboką wiarą w siłę drużyny, a nadchodzący sezon miał potwierdzić, że nasze oceny nie są wcale wygórowane. Chcąc dodatkowo zmotywować piłkarzy do większej aktywności na zielonej murawie podjęliśmy niezwykle odważną, jak na ówczesną sytuację finansową klubu, decyzję o stuprocentowej podwyżce premii za wygrany mecz ligowy. Aby zabezpieczyć środki na dodatkowe wydatki skierowaliśmy podania o dotację do Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej i firmy POLKOMTEL – operatora telefonii komórkowej, planującego budowę stacji przekaźnikowej na terenie Bogucina.
Pierwszy mecz w lubelskiej V lidze boguciński beniaminek rozegrał z Orionem Niedrzwica 22 sierpnia na własnym obiekcie w obecności ok. 300 widzów. Jego obserwatorem z ramienia Lubelskiego Związku Piłki Nożnej był doskonale znany międzynarodowy sędzia piłkarski Tomasz Mikulski. BKS wybiegł w tym meczu w najsilniejszym składzie: Dariusz Misiurek, Jan Firlej, Marek Dec, Mariusz Stańkowski, Tomasz Plecha, Tomasz Wdowiak, Karol Waligórski, Wojciech Janczyk, Andrzej Kamiński, Jacek Borkowski i Dariusz Zielonka. Nasi piłkarze dość szybko zapomnieli o debiutanckiej tremie, ponieważ tego dnia mieli coś do udowodnienia swojemu byłemu opiekunowi P. Delmanowiczowi i temu zadaniu podporządkowali wszystkie boiskowe poczynania. To był typowy mecz walki, pełen emocji, w którym losy rywalizacji ważyły się do ostatniego gwizdka arbitra. Ostatecznie wystarczył jeden skuteczny cios zadany w 60 minucie gry przez Karola Waligórskiego, by goście wracali do swych domów ze spuszczonymi głowami.
W następnej kolejce, trzy dni później, doszło do konfrontacji w Tomaszowicach z tamtejszym Legionem. Tu niespodzianki nie było. Podopieczni Marka Sadowskiego – murowany faworyt do awansu – wygrali pewnie 3:0. Legion był jedyną ekipą, która w 30 meczach całego sezonu 1999/2000 nie zaznała smaku porażki. Trudno się temu dziwić, skoro w jego barwach występowali m.in. Jarosław Caboń, Marcin Luty, Marcin Goździółko, czy Wojciech Białek – zawodnicy, którzy w różnych okresach piłkarskiej przygody nosili drugo i trzecioligowe paszporty.
Potem przyszła znakomita seria pięciu spotkań bez porażki i BKS został okrzyknięty jesienną rewelacją rozgrywek, meldując się na trzecim miejscu z jednym punktem straty do lidera. Najbardziej spektakularne zwycięstwo piłkarze Marka Deca odnieśli w przedostatniej kolejce rundy, „demolując” u siebie 6:1 Mazowsze Stężyca, a będący w wyśmienitej formie Wojciech Janczyk ustrzelił wtedy hat-tricka.
Rundę jesienną Bogucinianie zakończyli z dorobkiem 24 punktów. To pozwoliło im ostatecznie zająć 7 miejsce w ligowej tabeli. Drużyny, które zajęły dwa miejsca wyżej, wyprzedziły ich tylko dzięki korzystniejszemu stosunkowi zdobytych i straconych bramek. Na pocieszenie ostał im się przydomek niezdobytej twierdzy. Tylko lubelskiemu BKS-owi oraz Unii Wilkołaz udało się w Bogucinie wydrzeć remisy. Cała reszta wyjeżdżała stąd bez punktów.
Najbardziej bramkostrzelnymi piłkarzami okazali się Wojciech Janczyk i Dariusz Zielonka – po 6 goli oraz Marek Dec i Tomasz Wdowiak – po 4 gole. Oni też, obok Jacka Borkowskiego, Andrzeja Kamińskiego i Tomasza Plechy wystąpili we wszystkich, piętnastu spotkaniach tej fazy rozgrywek.
Na zakończenie sezonu odbyło się przyjęcie dla zawodników i działaczy klubowych w barze Podolanka, które stało się również okazją do zakończenia bogatej kariery piłkarskiej Andrzeja Plechy. Choć zabrzmi to kuriozalnie, ale to właśnie BKS, a nie jego macierzysty klub, zafundował temu znakomitemu piłkarzowi uroczystą pożegnalną odprawę. Andrzej, jako długoletni zawodnik garbowskiego Zawiszy, był dla nas odwiecznym przeciwnikiem na boisku, ale nigdy poza nim.
Tamta jesień wymusiła istotne zmiany w zarządzie klubu. Dotychczasowy prezes Krzysztof Flisiak zmuszony został poddać się skalpelowi i wprawnej ręce chirurga. Potem, przez długi okres, jego życie wypełniła zdrowotna rehabilitacja, uniemożliwiając mu aktywną współpracę z klubem, wymuszając zarazem rezygnację z zajmowanego stanowiska.
A życie toczyło się dalej. Ktoś musiał przejąć klubowe stery, bo wiele spraw wymagało ciągłej kontroli i niezwłocznych interwencji. 25 listopada odbyło się Zebranie Sprawozdawczo-Wyborcze, na którym fotel prezesa przejął Leszek Włoch.
Większość poczynań, o których opowiada historia BKS należy rozpatrywać w kategorii nieustannych prób ucieczki od ponurej wiejskiej rzeczywistości. Przebijając się przez gęstą warstwę dotychczasowych tradycji staraliśmy się jak najgłębiej przenikać umysły i rozpalać wyobraźnię zbuntowanych Bogucinian dla których świat gładki, był światem nijakim, bezbarwnym. Chcieliśmy wykorzystać ich potencjał do budowania nowej jakości życia publicznego. Oferta, jaką do nich wysłaliśmy nie została odrzucona, mimo, że nie gwarantowała łatwego dostępu do jakichkolwiek wygód. Za każdy krok postawiony do przodu trzeba było płacić wyrzeczeniami i ciężką pracą. Dziś możemy śmiało powiedzieć, że szerokie działania oparte na współpracy BKS-u z wójtem, sołtysem, miejscowymi radnymi, Kołem Gospodyń Wiejskich i Szkołą Podstawową zaowocowały skutkami, które w znaczący sposób podniosły poziom życia mieszkańców Bogucina, mocno ich przy tym integrując. Wszystko to sprawiło, że końcówka minionego tysiąclecia stała się bodajże najjaśniejszą dekadą w historii naszej miejscowości pod względem aktywności społecznej.
W tym miejscu, patrząc z perspektywy około dwudziestu lat od opisywanych wydarzeń, czuję się w obowiązku pochylić czoła przed każdym, kto zechciał włączyć się aktywnie w to wielkie społeczne dzieło. Nie sposób wymienić tu wszystkich, aczkolwiek znalazłaby się grupa społeczników zasługujących na szczególniejsze wyróżnienie. I choć są to ludzie skromni, niepotrzebujący splendoru, to każdy z nich jest autorem sporej części tej niezwykłej historii. A ta opowieść, która dobiega końca, jest również o nich. Jest też pewną formą walki, jaką pamięć toczy z zapomnieniem. To opowieść o klubie, który powstał z niczego. To wreszcie opowieść o rewolucyjnych przemianach w naszej miejscowości, których nie dokonali super giganci z kreskówek ani aniołowie, lecz ludzie zwyczajni – tacy jak my. Nie było lekko i nadal nie jest, ale to, co zostało zbudowane: klub, boisko szkolne, „kawałek” szkoły i duma naszej miejscowości – stadion piłkarski, trwa do dziś, a dzięki materiałom, które zachowały się w domowych archiwach, historia ich powstania przetrwa na kartach bogucińskich dziejów.
Tabela rundy jesiennej klasy okręgowej sezonu 1999/2000:
A tak pisali o BKS w Kurierze Lubelskim i Dzienniku Wschodnim jesienią 1999 roku:
Na koniec podsumowanie rundy jesiennej w Dzienniku Wschodnim:
Wielkie podziękowanie kieruję na ręce Piotra Kwiatkowskiego i Dariusza Wójcika za pomoc przy gromadzeniu danych, które uzupełniły statystyki podsumowujące okres 1993-1999.
A to zestawienie wygląda następująco:
Najwięcej meczy rozegrali: Sławomir Włodowski – 121, Dariusz Wójcik – 116, Jan Firlej – 112 i Jacek Borkowski – 105
Najwięcej czasu na boisku spędzili: Jacek Borkowski – 9410 min, Dariusz Wójcik – 9315 min, Sławomir Włodowski – 9170 min, Jan Firlej – 8640 min i Roman Zając – 7830 minut.
Najwięcej bramek dla BKS zdobyli: Tomasz Wdowiak – 65, Sławomir Gnieciak – 60, Jacek Borkowski – 55 i Dariusz Zielonka – 47.
Najbardziej skutecznym zawodnikiem okazał się Tomasz Wdowiak ze wskaźnikiem 1,25 goli/na mecz. Na kolejnych miejscach uplasowali się: Dariusz Zielonka – 0,72; Sławomir Gnieciak – 0, 65 i Jacek Borkowski – 0,52.
I jeszcze jedna ciekawostka. W podsumowaniu 20-lecia BKS (1993-2013) przeprowadzono plebiscyt na najlepszego zawodnika i najlepszą „jedenastkę” z tamtego okresu. Indywidualnie zwyciężył Sławomir Gnieciak przed Tomaszem Wdowiakiem.
Drużynę „marzeń”, powiększoną o jednego zawodnika (ze względu na fakt, że kilku piłkarzy uzyskało w głosowaniu identyczną ilość punktów) prezentuje poniższa grafika:
Na koniec roku 2013 statystyczna dziesiątka zawodników, którzy rozegrali największą ilość meczy w okresie 1993 – 2013 wyglądała następująco:
- Tomasz Wdowiak – 224
- Wojciech Janczyk – 163
- Dariusz Wójcik – 160
- Jan Firlej – 159
- Jacek Borkowski – 146
- Sławomir Włodowski – 140
- Sławomir Gnieciak – 133
- Roman Zając – 130
- Marek Dec – 125
- Andrzej Bednara i Piotr Kwiatkowski – obaj po 94 mecze.
Poniżej prezentacja wszystkich zawodników, którzy reprezentowali barwy BKS w okresie 1993-1999.
A to jedna ze stadionowych przyśpiewek z tamtego okresu: