BKS – historia piłką pisana cz. 8
Wiosna 1996
W zimowej przerwie ligowej odbyło się Walne Zebranie Członków BKS. Nie przyniosło ono większych zmian w ścisłym kierownictwie klubu. Nie mniej skład zarządu uzupełnili : Mieczysław Borkowski, Tomasz Wdowiak, Sławomir Włodowski, Andrzej Wójcik i ówczesny radny Jerzy Szlachetka.
Kolejnym zimowym posunięciem, które miało miejsce styczniową porą, były rozmowy z przedstawicielami Cukrowni Garbów mające na celu pozyskanie jej przychylności w sponsorowaniu naszego klubu. Ze strony BKS Bogucin w negocjacjach udział wzięli : Mieczysław Abramek, Mieczysław Borkowski, Krzysztof Flisiak, Piotr Kowalczyk, Jerzy Szlachetka i Sławomir Włodowski.
Efektem naszych starań była umowa współpracy „sponsoringowej” z Cukrownią, którą w radosnych nastrojach podpisaliśmy 21 marca.
Ale zanim to nastąpiło musieliśmy zorganizować piłkarzom zimowe treningi, by w pełni sił i u szczytu formy wyruszyli na wiosenną murawę. Tym razem odbywały się one w Jastkowie, w szkolnej sali sportowej.
Z tego okresu godnym odnotowania jest zdarzenie, które najlepiej obrazuje profesjonalne podejście Mieczysława Pisza do zadań trenerskich. Otóż, w dniu, w którym miał odbyć się kolejny trening, niebo spowiły ciemne, śnieżne chmury. Nie zdołały one udźwignąć swojego ciężaru i wkrótce solidna warstwa białego puchu pokryła wszystko dookoła, a towarzyszący opadom wiatr zawiewał i zamiatał drogi i rozdroża w rytm białego tanga.
Mietek przebywał tego dnia w odległej poznańskiej klinice chirurgicznej, na pooperacyjnym „przeglądzie” kolana.
Z nastaniem południowej pory dostałem od niego wiadomość, że ze względu na nieciekawe warunki drogowe nie wyklucza lekkiego „poślizgu” w rozpoczęciu dzisiejszego treningu. A pogoda była taka, że psa z budy trudno było by wypędzić.
Kiedy wieczorem z wielkim trudem udało mi się, wraz z kilkoma zawodnikami, dotrzeć przez śnieżne zaspy na treningowe spotkanie, sala była pusta. Nikt, oprócz nas, nie zdołał dotrzeć na zajęcia. W zasadzie, nie należało się temu dziwić, bo tak naprawdę, nikt o zdrowych zmysłach nie powinien wtedy, bez jakichś szczególnych powodów opuszczać swojego obejścia. „ Nic tu po nas” stwierdziliśmy i po kilku chwilach postanowiliśmy wracać do domu. I jakież było nasze zdziwienie, kiedy nieomal nie zderzyliśmy się w drzwiach wejściowych z …kuśtykającym na kulach trenerem. Pojawił się niczym duch, ale żadne „ a kysz” nie wydobyło się z naszych gardeł, ponieważ duch wsparty na kulach przekraczał granice naszej wyobraźni.
Nie wyobrażaliśmy też sobie, że przed rundą rewanżową zabraknie w składzie BKS Cezarego Pomorskiego. Jego gra przyciągnęła uwagę sztabu szkoleniowego, ówczesnego „czwartoligowca” z Tomaszowic. Już w pierwszych trzech meczach w barwach tamtejszego Legionu Czarek strzelił po jednym golu, potwierdzając tym samym, że jest dobrym „nabytkiem” i zna swoje piłkarskie umiejętności
Z Pomorskim w szeregach BKS czy bez niego, rozgrywki ligowe nie mogły czekać. Zainaugurowaliśmy je 14 kwietnia zwycięskim meczem z drużyną z Leszkowic. Pod wodzą Mieczysława Pisza nasza piłkarska „brać” spisywała się znakomicie.
Od lata ubiegłego roku, w drużynie, coraz większą rolę zaczął odgrywać Jacek Borkowski. Ten dynamiczny i obdarzony wyjątkową sprawnością chłopak, nie potrzebował dużo czasu by stać się królem środka pola. Pomimo młodego wieku wykazywał się doskonałym przeglądem tego, co działo się na boisku, a jego umiejętności operowania futbolówką przyniosły wiele wymiernych korzyści dla całego zespołu.
Pomimo tego, ze większość spotkań rozstrzygnęliśmy na własną korzyść, nie udało nam się też uniknąć dwóch wpadek. Pierwsza z nich, to mecz z Puławiakiem, rozegrany na stadionie puławskiej Wisły. Gra na tak dużym obiekcie sprawiła, że naszym chłopcom, przyzwyczajonym do gry na małych obiektach, „odcięło tlen” i na cztery strzelone gole przez rywala odpowiedzieli tylko jednym celnym trafieniem. Drugą dotkliwą porażkę ponieśliśmy w ostatnim, derbowym meczu rundy wiosennej, w którym ulegliśmy wyraźnie (5:0) Zawiszy Garbów.
Najbardziej bramkostrzelnym piłkarzem sezonu w BKS pozostawał Tomasz Wdowiak, a kilka ważnych goli dorzucił wspomniany wcześniej Jacek Borkowski.
Po zakończeniu rozgrywek Lubelski Związek Piłki Nożnej wydał z okazji 75-lecia swego istnienia książkę, poświęconą historii lubelskiego futbolu. Z satysfakcją odnotowaliśmy w niej (w tej publikacji) wzmiankę o naszym klubie.
A podczas wakacyjnej przerwy, przy płycie przyszłego boiska trwały prace niwelacyjne. Tuż za boiskiem wykopany został staw, którego zarybieniem i zagospodarowaniem mieli się zająć zawodnicy i sympatycy klubu. Dość nieoczekiwanie pojawił się wtedy prezes Państwowego Gospodarstwa Rolniczego w Samoklęskach, oświadczając, że to on pozostaje w dalszym ciągu gospodarzem tego terenu, a nasz działania są całkowicie nielegalne. W związku z powyższym będziemy musieli ponieść wszelkie konsekwencje z nimi związane. „Akcja interwencyjna” pana prezesa wymusiła na nas wizytę w Agencji Własności Rolnej, gdzie musieliśmy dokonać rzetelnych ustaleń w kwestii własności tego gruntu. Dopiero zdecydowana reakcja tamtejszego dyrektora zażegnała niebezpieczeństwo utraty przez nas posiadania praw do pełnego dysponowania tym terenem. Skończyło się na niezłym strachu, żeby nie powiedzieć – panice! Ale dopóki sprawa była w toku ostatecznego wyjaśniania, lęk i niepewność plątały nam się pod nogami i zatruwały nasze myśli.
Całe szczęście, że Agencja Własności Rolnej, posiłkując się posiadaną dokumentacją, pokazała przedstawicielowi PGR-u Samoklęski czerwoną kartkę. Całkowicie zasłużenie.
Krzysztof Flisiak