Słuchaj Krystyna! Byłam na festynie w Bogucinie!

Zdziwiona? Ja też. Wiesz, że nie przepadam za festynami, ale jest lato i coś mnie podkusiło, żeby wybrać się na ten w Bogucinie. Wprawdzie nie było mi po drodze, ale… spodobał mi się ich plakat – zaproszenie, mimo, że żadnych konkretów ani zachęcających, ani odstraszających w sobie nie zawierał. Pojechałam na godzinę 15 z przekonaniem, że pokręcę się chwilę, popatrzę, posłucham i po tym rekonesansie, opuszczę plac boju. Zaparkowałam naprzeciwko czegoś, co wyglądało jak pokaźnych rozmiarów boisko, tylko dzisiaj nic nie wskazywało na to, żeby miał się nań rozegrać jakiś mecz. Przynajmniej nie piłki nożnej, bo murawa okraszona była różnorakimi obiektami „jak dobra kasza skwarkami”. Zanim „wdefiladowałam” w gościnnie otwartą bramę i rozpoczęłam zwiedzanie, zapatrzyłam się na przeciwległą ścianę zieleni i zagapiłam na rozpuszczone włosy wierzb i na kolorowe trójkąciki okalające ogrodzenie. Z zagapienia wydobyły mnie głośne wystrzały, ni to z armat, ni to z dział. Podskoczyłam i już całkiem obudzona, podążyłam w ich stronę, mijając dmuchane budowle i ogromny basen z wielgachnymi kulami. Obóz jakiś? Przemknęło mi myśl, bo oczom mym ukazał się widok niecodzienny. Panie i panowie ubrani w stroje rodem z sienkiewiczowskiej trylogii z mieczami (a może szablami?) u boku i jakowymiś akcesoriami z zamierzchłej epoki na moje zaciekawienie oznajmili, że są Lubelską Chorągwią Wojska Staropolskiego i za dwie godziny pokażą co potrafią. Powędrowałam dalej, bo przecież nie będę przy nich stała 120 długich minut. No i słuchaj dalej. Minęłam tą Chorągiew, minęłam jakieś przedszkole – strefa Baby tam pisało i powędrowałam dalej. Prawie potknęłam się o przedpotopowy ekran telewizora, zajrzałam do zielonego namiotu z niewielkim napisem „Kino”, gdzie młode dziewczę siedziało i pilnowało projektora. Rozsiadłam się na ławce i obejrzałam wszystkie filmy i prezentacje jakie leciały. Czas spędzony w kinie trzasnął „nicym błyskawica”. Słuchaj Krystyna, wprawdzie nie znam tych ludzi i tych miejsc, ale mówię Ci, warto było to obejrzeć i dowiedzieć się co na tej bogucińskiej wsi się wyprawiało i nadal wyprawia. W pozytywnym znaczeniu tego słowa, rzecz jasna. Może wrzucą na stronę ten materiał, to sobie razem obejrzymy i pomedytujemy. Następnie fundnęłam sobie loda – gałkowego. Skusiłam się na trzy kulki i mówię Ci, te kulki mnie ustrzeliły. Nie pamiętam, kiedy jadłam takie smakowite lody. „Podolanka” przeczytałam na namiotach i parasolach, pod którymi biesiadowali inni festynowicze. Ze słodką zdobyczą wędrowałam ku scenie, ale zanim tam dotarłam skierowałam swe kroki ku żółtemu namiotowi. Wyciągnęłam los z numerkiem 156 i zostałam właścicielką fioletowego potworka. Miła pani oddała mi część losa i przykazała pilnować strzępu karteczki niczym oka w głowie, ponieważ o godzinie 19 miało nastąpić losowanie bardzo atrakcyjnej nagrody. Rzuciłam okiem na okładki książek, które można było nabyć: „Sercem pisane”, „Historia piłką pisana” i „Bogucin na przestrzeni wieków”. Kupiłam wszystkie trzy i tak obładowana dotarłam pod scenę. Rozejrzałam się. Wokół roiło się od ludzi obojga płci odzianych w zielone koszulki. Ładne nawet. I to co się działo na scenie, też było niczego sobie. Słuchaj, Krystyna – po kolei, ci tego nie wymienię, bo wiesz, że mam dobrą pamięć, ale niestety, krótką. Pamiętam: rosyjskie pieśni; akordeonistę – wirtuoza, który wygrywał melodie nie tylko na scenie; eleganckiego stangreta, który z gracją zajechał powozem przywożąc panie tańczące flamenco – jacyś przystojni Hiszpanie się przy nich kręcili; podziękowania za jubileusze przypadające w tym roku w Bogucinie; to wojsko staropolskie, zaproszenia do przeróżnych konkursów, które rozgrywały się i na podeście i na boisku. Mówię ci, śmiechu przy nich było, co niemiara. Zwłaszcza przy konkursie ubijania piany z białek, gdzie „produkowali się” panowie, udowadniając tym samym, że bicie piany to nie tylko domena polityków. Dzieciaki miały „radochę” biorąc udział w wojnie z wodnymi balonami w roli głównej (następnym razem sama włączę się do akcji), przeciągając pokaźnych rozmiarów linę oraz próbując swoich sił w sportowej rywalizacji. Ileż tam nagród i upominków porozdawali, mówię Ci – całe tabuny. Aż mi teraz żal, że nie ruszyłam swoich czterech liter (o nogach mówię) i nie zostałam gwiazdą któregoś z quizów. Za to owe litery ruszyłam, by po zabawnym występie kabaretu PKS (mocne teksty mieli chłopcy) i ostrzejszym rockowym brzmieniu kapeli „Sęk” dać się porwać Monice, która wyginała swoje ciało w rytm zoomby i zachęcała widownię, by poszła w jej ślady. Mówię Ci, Krystyna – było odlotowo. Na potańcówce nie zostałam, bo za dużo „polnego disco” zaczęło wypełzać z głośników, ale wiesz, co Ci powiem? Za rok będę tu na pewno! I zgadnij, kogo ze sobą przyciągnę!

IMG_4665 (Kopiowanie)

IMG_4618 (Kopiowanie)

IMG_4620 (Kopiowanie)

IMG_4615 (Kopiowanie)

IMG_4711 (Kopiowanie)

IMG_4635 (Kopiowanie)